Wydawnictwo: ZNAK LITERANOVA
Data wydania: wrzesień 2017
Liczba stron: 560
Moja bardzo subiektywna ocena: 10/10
***
O tej książce usłyszałam już dawno temu i od samego początku coś kusiło mnie, aby ją przeczytać. A gdy wreszcie udało mi się ją zdobyć, od razu zaczęłam czytać i przepadłam, bo książka wciąga nas całkowicie w swój niesamowity i wyjątkowy świat.
Tytułowym dżentelmenem jest Hrabia Aleksander Iljicz Rostow, odznaczony Orderem Świętego Andrzeja, członek Jockey Clubu, mistrz ceremonii łowieckiej. Przez jeden wiersz został on skazany przez bolszewicki sąd na dożywotni areszt domowy w hotelu Metropol w Moskwie. Swój wielki apartament musiał zamienić więc na malutki pokoik na poddaszu. Hrabia został pozbawiony nie tylko swojego majątku, ale i wszelkich aktywności, które definiowały jego statu jako dżentelmena, takich jak wizyty w operze, spotkania towarzyskie czy wykwintne kolacje. Ów wyrok sądu hrabia przyjmuje ze spokojem i opanowaniem, ale jednocześnie próbuje odnaleźć się w nowej rzeczywistości.
Zanim zaczęłam czytać tą książkę, słyszałam dużo pochlebnych o niej opinii, ale totalnie nie wiedziałam czego mogę się spodziewać. Dlatego tym bardziej jej lektura mnie zaskoczyła! Książkę tą czyta się niespiesznie, można powiedzieć, że wręcz się nią można delektować i smakować każde słowo. Akcja może nie pędzi na łeb na szyję, ale też nie o to w tym wszystkim chodzi. Całość akcji przypada na czas owego aresztu domowego hrabiego, więc naszego bohatera poznajemy na przestrzeni wielu lat. Tłem do całej tej historii są zmiany zachodzące w Rosji na przestrzeni tych lat. Poznajemy więc ten kraj jako brutalny, potężny, tajemniczy, a czasem i niezrozumiały. Samego hrabiego nie sposób nie polubić, jego i jego nienagannych manier, niezachwianych zasad moralnych oraz wyjątkowego, ale jakże dystyngowanego poczucia humoru. AleksanderIljicz Rostow jest dżentelmenem w każdym calu, zawsze nim był i zawsze nim pozostał, w każdej sytuacji, w jakiej postawiło go życie.
Ale nie tylko hrabia jest tu genialnie przedstawiony. Na uwagę zasługują też pozostali, drugoplanowi bohaterowie. Moją sympatię skradła Nina i później Zofia. Fantastyczny był szef kuchni Emil, który dzień rozpoczynał od pesymizmu, a im bliżej wieczora tym więcej było w nim optymizmu; Andriej kelner, który kiedyś był żonglerem; krawcowa Marina czy aktorka Anna. Wszyscy oni pomagają hrabiemu i są jego najlepszymi przyjaciółmi, na których zawsze może liczyć.
Czytając tą książkę niejednokrotnie zastanawiałam się jaki jest jej sekret. Czemu? Ponieważ przy tak ograniczonym polu akcji, tak rozległym jej czasie i braku dynamizmu czytamy ją z niesłabnącym zainteresowaniem. Jest w niej coś magicznego, nierealnego, ale i chwytającego za serce i rozczulającego. Lektura niewątpliwie skłania nas do głębszej refleksji, uczy dystansu do siebie, ale i pokazuje, że zawsze należy walczyć o to, żebyśmy to my byli panami swojego losu. Poza tym udowadnia, że zawsze warto być przyzwoitym człowiekiem, bo to właśnie ta przyzwoitość nas najlepiej chroni. Urzekło mnie tu też niewątpliwie piękne słownictwo i niepowtarzalny styl Autora, który idealnie go dostosował do opisywanego tu dżentelmena! "Dżentelmen w Moskwie" jest niewątpliwie wyjątkową powieścią z duszą, a jej lektura to prawdziwa czytelnicza uczta!
***
Wybrane cytaty:
Bo w życiu liczy się nie to, czy nagrodzą nas
oklaskami, lecz to, czy będziemy mieć odwagę iść naprzód mimo braku
gwarancji uznania.
Jeśli człowiek nie jest panem swojego losu, z pewnością stanie się jego sługą.
Cóż może nam powiedzieć pierwsze wrażenie na
temat kogokolwiek? Nie więcej niż jeden akord o Beethovenie albo jedno
pociągnięcie pędzlem o Botticellim. Ludzie są ze swej natury tak
kapryśni, tak skomplikowani, tak uroczo pełni sprzeczności, że zasługują
nie tylko na namysł, lecz również na ponowny namysł - oraz na naszą
niesłabnącą determinację, byśmy powstrzymali się od wydawania opinii,
dopóki nie ujrzymy tych ludzi w każdym możliwym otoczeniu i o każdej
możliwej porze.
Powinniśmy poświęcić się dbaniu o to, by
dzieci swobodnie kosztowały doświadczeń. I musimy czynić to bez obaw.
Zamiast opatulać je kołdrami i zapinać im płaszcze, musimy wierzyć, że
zaczną opatulać się i zapinać się same. A jeśli nowo zdobyta wolność
wymknie się im z rąk, musimy zachować opanowanie, życzliwość i rozsądek.
Musimy je zachęcać, by odważyły się zniknąć z zasięgu naszych czujnych
pczu, a potem powinniśmy westchnąć z dumą, gdy wreszcie przejdą przez
obrotowe drzwi życia.
Życie nie posuwa się naprzód skokami i susami.
Ono rozwija się jak kwiat. W każdym momencie jest przejawem tysiąca
przemian. Nabywamy i tracimy umiejętności, gromadzimy doświadczenia, a
nasze opinie ewoulują - jeśli nie w ślimaczym tempie, to przynajmniej
stopniowo. W rezultacie wydarzenia zwykłego dnia maja taka samą szansę
nas odmienić jak szczypta pieprzu ma szansę odmienić gulasz".
Naszym życiem kieruje niepewność, często
zniechęcająca, a nawet destrukcyjna. Jeśli jednak wytrwamy i zachowamy
szlachetne serce, możemy zostać nagrodzeni chwilą najwyższej jasności –
momentem, w którym wszystko, co nas spotkało, nagle okazuje się
koniecznym ciągiem zdarzeń, a my stajemy u progu nowego, śmiałego życia,
które od początku było nam pisane.
Tak czy
inaczej, uznał, że kawa doskonale pasuje do okoliczności. Bo czy
istnieje coś bardziej uniwersalnego? Kawa, która czuje się doskonale
zarówno w metalowym kubku, jak i w porcelanie z Limoges, potrafi ożywić
pracowitych o poranku, uspokoić zadumanych w południe albo podnieść na
duchu strapionych w środku nocy.
Nie ma życzliwszych osób niż nieznajomi.
Z każdym
mijającym rokiem wydawało mi się, że umyka mi jej coraz więcej, i
zacząłem się bać, że pewnego dnia całkiem ją zapomnę. Prawda wygląda
jednak tak, że bez względu na upływ czasu ci, których kochamy , nigdy do
końca nam nie umkną.
Żadna rada nie
jest dobra dla wszystkich. Dwoje ludzi, niczym dwie butelki wina, wiele
dzieli, mimo że pojawili się na świecie zaledwie w odstępie roku albo
na sąsiednich wzgórzach.
- Tylko Gruzin ze wschodu zacząłby posiłek od butelki rkaciteli.
– Bo jest prostakiem?
– Bo tęskni za domem.
Bo ostatecznie
najukochańszy dobytek staje się nam bliższy niż przyjaciele. Przenosimy
go z miejsca na miejsce, często kosztem znacznych wydatków i niewygody.
Odkurzamy i polerujemy powierzchnie, besztamy dzieci, gdy za bardzo
dokazują w pobliżu - i jednocześnie pozwalamy, by wspomnienia
nieustannie podnosiły ich wartość. (...) W końcu zaczyna nam się
wydawać, że te starannie przechowywane przedmioty mogą nam przynieść
prawdziwą pociechę w obliczu utraty towarzysza. Jednak, rzecz jasna,
przedmiot to tylko przedmiot.
Jeśli mężczyzna nie jest panem swojego losu, to z pewnością stanie się jego sługą.
Czy nie jest tak, że to właśnie szacunek dla wszystkich pomników, katedr i starych instytucji uniemożliwia nam rozwój?
Czy zamiast siedzieć w równiutkich rzędach w
szkole, nie byłoby lepiej wyruszyć w stronę prawdziwego horyzontu, żeby
się przekonać, co jest za nim?
Żył w przekonaniu, że dżentelmen powinien
spoglądać w lustro z nieufnością. Zamiast pełnić funkcję narzędzi
umożliwiających samopoznanie, lustra zwykle bywały bowiem narzędziami
umożliwiającymi oszukiwanie samego siebie.
(...) w przeciwieństwie do dorosłych dzieci
chcą być szczęśliwe. Dlatego potrafią jeszcze czerpać wielką przyjemność
z najprostszych rzeczy.
- człowiek musi wiązać koniec z końcem - potwierdził rzeczowo audrius - bo w przeciwnym razie to jego czeka koniec.
Czas upływający między złożeniem zamówienia a
podaniem przystawek to bez wątpienia jedne z najbardziej ryzykownych
chwil we wszystkich ludzkich relacjach. Którzy młodzi kochankowie nie
znaleźli się wówczas w ciszy tak nagłej, tak z pozoru
nieprzezwyciężonej, że groziła podaniem w wątpliwość
chemii ich związku? Które małżeństwo nie uległo obawie, że pewnego razu
zabraknie mu wtedy pilnego, zajmującego lub zaskakującego tematu do
rozmowy? Dlatego u większości z nas to niebezpieczne interludium całkiem
słusznie budzi złe przeczucia.
Cóż, Zofio, od dnia, w którym się urodziłem,
życie tylko raz potrzebowało mnie w określonym czasie i miejscu: gdy
twoja matka przyprowadziła cię do hotelu Metropol. I nawet gdyby
proponowano mi władzę carską Wszechrusi, nie zamieniłbym jej na obecność
w hotelu w tej godzinie.
Jednak w okresie dobrobytu każdy półgłówek z łyżką jest
w stanie zadowolić podniebienie. Chcąc poddać pomysłowość szefa kuchni
prawdziwej próbie, należy raczej spojrzeć na okres niedostatku. A cóż zapewnia
większy niedostatek niż wojna?
Konfederacja Ludzi Spokorniałych, podobnie jak
masoneria to zżyte bractwo, którego członkowie nie noszą żadnych
emblematów, lecz rozpoznają się na pierwszy rzut oka. Wypadłszy nagle z
łask, konfederaci ci patrzą na świat ze wspólnej perspektywy. Wiedzą
bowiem, że piękno, wpływy, sławę i przywileje raczej się pożycza, niż
dostaje na zawsze, i dlatego niełatwo im zaimponować. Nie są skłonni do
zazdrości ani obrażania się. I z pewnością nie przeglądają gazet w
poszukiwaniu swojego nazwiska. Nadal angażują się w życie wśród
podobnych im ludzi, lecz pochlebstwa traktują z ostrożnością, ambicje ze
współczuciem, a w obliczu protekcjonalności uśmiechają się w duchu.
Przez wieki
używano szampana podczas inaugurowania małżeństw i wodowania statków.
Większość zakłada, że dzieje się tak z powodu nieodzownie odświętnego
charakteru tego trunku. Tak naprawdę jednak sięga się po niego na
początku tych ryzykownych przedsięwzięć dlatego, że bardzo skutecznie
wzmacnia determinację.
Rozumiem, że
księżniczka powinna mówić "proszę", jeśli prosi o ciastko, bo próbuje
kogoś nakłonić, żeby je jej dał. I przypuszczam, że jeśli poprosi o
ciastko i je dostanie, będzie miała dobry powód, by powiedzieć
"dziękuję". Ale w drugiej części twojego przykładu księżniczka wcale nie
prosiła o ciastko. Ktoś sam je jej zaproponował. I nie widzę żadnego
powodu, dla którego miałaby mówić "dziękuję", skoro jedynie sprawia
komuś przyjemność, przyjmując to, czym ją poczęstował.