piątek, 29 grudnia 2017

PSIEGO NAJLEPSZEGO. BYŁ SOBIE PIES NA ŚWIĘTA - W. BRUCE CAMERON

Wydawnictwo: Kobiece
Data wydania: listopad 2017
Liczba stron:296
Moja bardzo subiektywna ocena: 7/10

***

Książka ta sama trafiła w moje ręce, naprawdę przez przypadek nawinęła się mi w bibliotece. A że ten psiak z okładki tak ładnie na mnie popatrzył, to jakoś nie mogłam jej odłożyć:)

Pomysł na fabułę jest naprawdę prosty: Josh, który sam mieszka w swoim rodzinnym domu w górach dostaje pod swoją opiekę psa. A dokładniej suczkę Lucy, która okazuje się być w ciąży. Gdy Josh zostaje z nią sam, Lucy zaczyna rodzić, a on w panice zawozi ją do weterynarza. Niestety szczeniaczki rodzą się martwe. Jednak po powrocie do domu, Josh jakimś cudem znajduje na przyczepie swojego samochodu pudło, a w nim małe, puchate kuleczki, które okazują się żywymi szczeniaczkami. Sam nie wie, co zrobić i przekazuje małe psiaki suczce. A ta bez mrugnięcia okiem je przygarnia i akceptuje jak swoje dzieci. Josh jednak postanawia oddać pieski do schroniska, gdzie dzwoni i poznaje Kerri, dziewczynę, w której od razu się zakochuje. Czy wszystkie szczeniaczki znajdą nowy dom i nową rodzinę? Czy mama Lucy będzie potrafiła rozstać się z swymi dziećmi? I w końcu czy Josh znajdzie swoje szczęście i swoją miłość?

Książka ta nie jest wybitną literaturą. To prosta, lekka opowieść na jeden, dwa wieczory. Idealna na relaks i odstresowanie. Fabuła raczej nas nie zaskakuje, bo od razu wiemy jak ta historia się skończy. Ale czy o to chodzi w takich familijnych opowieściach?!

Pomimo jednak, że ta historia jest taka prosta i mało skomplikowana, ale na swój sposób pokazuje nam jak ważna jest relacja pomiędzy nami - ludźmi, a czworonogami wokół nas. Zwraca nam uwagę, że zwierzątka, które mamy w domach mają swoje uczucia i potrafią tęsknić, być przybite i przygnębione albo bardzo radosne i szczęśliwe. A to w dużej mierze zależy przecież od nas. Autor zwraca uwagę na proceder porzucania zwierząt, gdy już są utrudnieniem dla ludzi. A przecież biorąc psa lub kota lub jakiekolwiek inne stworzenie do domu nakładamy na siebie pewien obowiązek i musimy czuć się odpowiedzialni za naszego pupila zawsze i wszędzie. A w zamian otrzymamy bezgraniczną wdzięczność ze strony naszych podopiecznych:)

Autor przemycił też tutaj wiele wskazówek dotyczących psiej natury i opieki nad tymi zwierzętami, więc to będzie idealna lektura dla ich wielbicieli:) Ale mi, jako psiemu laikowi (miałam w domu jedynie kotka i teraz mam chomika) wcale nie przeszkadzały takie informacje. Wręcz przeciwnie z wielką przyjemnością dowiedziałam się wielu ciekawostek. Szczególną uwagę zwróciłam na relację dwóch psich braci Rufusa i Cody'ego. Jeden z tych piesków urodził się bowiem niewidomy, a drugi od razu przejął rolę jego opiekuna i przewodnika. Wszędzie poruszali się razem i byli nierozłączni.

Czytając tą książkę stwierdziłam, że z wielką przyjemnością obejrzałabym film nakręcony na jej podstawie:)


Wyzwanie: CZTERY PORY ROKU

niedziela, 24 grudnia 2017

ŻYCZENIA

Niech magiczna noc wigilijnego wieczoru
przyniesie Wam spokój i radość.
Niech każda chwila Świąt Bożego Narodzenia 
żyje własnym pięknem.
A Nowy Rok obdaruje Was pomyślnością, szczęściem i miłością.

Kasia
Księgozbiór Kasiny

piątek, 22 grudnia 2017

SERCE Z PIERNIKA - MAGDALENA KORDEL

Wydawnictwo: Wydawnictwo Znak
Data wydania: 2017
Liczba stron: 400
Moja bardzo subiektywna ocena: 8/10

***

Prozę Pani Magdaleny Kordel poznałam dokładnie rok temu i bardzo spodobały mi się jej książki. To lekkie, ciepłe opowieści, które idealnie wpasowują się w odpoczynek po ciężkim i zabieganym dniu. "Serce z piernika" to typowa opowieść świąteczna, niosąca za sobą cały klimat świąt Bożego Narodzenia. A więc mamy tutaj przede wszystkim pierniki, zapach cynamonu, przypraw korzennych, ciepłej herbaty oraz przede wszystkim magię świąt!

Główną bohaterką jest Klementyna, która samotnie wychowuje córkę Dobrochnę oraz opiekuje się swoją babcią Agatą. Klementyna zawodowo zajmuje się cukiernictwem, ma założoną swoją własną firmę i piecze na zamówienie ciasta, choć szczególnie różnego rodzaju pierniki. Swój talent do pieczenia odziedziczyła po swoich przodkach, którzy z pokolenia na pokolenie przekazywali sobie przepisy i sekrety dotyczące cudownych wypieków, a kiedyś nawet prowadzili swoją własną cukiernię. Klementyna specjalizuje się w piernikach, natomiast jej babcia w ciastach drożdżowych. Jednak babcia ma jeszcze jeden problem: często traci świadomość i przestaje być sobą. W tych momentach zagubienia najczęściej potajemnie bierze walizkę i wymyka się z domu. Wielokrotnie też wymuszała na Klementynie i jej córeczce przeprowadzki i wyjazdy do innych miejsc. Jednak gdy Klementyna ujrzała w oczach małej Dobrusi zagubienie i strach przed kolejną wyprawą w nieznane, powiedziała dość i postanowiła znaleźć inne rozwiązanie. Tym innym sposobem okazała się przeprowadzka do miejscowości w górach, gdzie kiedyś mieszkały, gdy Klementyna była dzieckiem, a dokładnie do kamienicy, która była ich własnością, a teraz mieszkała w niej jedynie znajoma dziewczyna Julia...

Po  przeprowadzce Klementyna powoli poznaje miejscowych ludzi, z którymi zaczynają ją łączyć różne historie. Przede wszystkim pomaga Julii, która chciała popełnić samobójstwo, Rudej Feli, którą mąż bije i znęca się nad nią, psu Marcepanowi, którego znajduje opuszczonego na cmentarzu, królikowi Pasztetowi, którego otrzymuje w zamian za upieczenie makowca pewnej staruszce... Zaprzyjaźnia się także w doktorem Piotrem oraz żoną komendanta policji Natalią Srebrną, od której otrzymuje figurkę Świętego Antoniego. Pojawia się także Kuba ze swoją babcią Leokadią, którego Klementyna kiedyś poznała na kursie cukierników. Jest także przyjaciółka Irmina, która motywuje Klementynę do działania!

Czy uda się okiełznać zagubienie babci Agaty? Czy Klementyna w końcu znajdzie i swoje zagubione szczęście? Czy Dobrochna wreszcie poczuje się co to bezpieczny i stabilny dom? Jeśli chcecie znać odpowiedzi na te pytania, zachęcam do lektury! Ja już więcej nic nie zdradzę:)

"Serce z piernika" to lektura idealna wprost na ten czas przedświąteczny. Gdy widzimy ile i z jaką miłością Klementyna piecze pierników, jakie robi z nich chatki i kamieniczki, sami mamy ochotę rzucić się w wir pracy! Historia Klementyny, to bardzo ciepła, podtrzymująca na duchu opowieść. To książka, która w cudowny sposób pomoże wprowadzić nas w świąteczny i magiczny nastrój, a to za sprawą Ducha Nadchodzących Świąt, Losu oraz Piernikowej Magii:).

Ja pierniczki już z moją Córą upiekłam, czekają teraz tylko na ozdobienie (chyba, że wcześniej zostaną zjedzone:P). A Wy piekliście, będziecie piec czy zaliczacie się tylko do tych zajadających?



Wyzwanie: CZTERY PORY ROKU

czwartek, 21 grudnia 2017

9 WIGILII - JERZY PILCH, PAWEŁ HUELLE I INNI

Wydawnictwo: ŚWIAT KSIĄŻKI
Data wydania: listopad 2007
Liczba stron: 224
Moja bardzo subiektywna ocena: 5/10

***

"9 wigilii" to zbiór 9 opowiadań napisanych przez 9 różnych autorów. Tematyka jak sam tytuł wskazuje dotyczy tego jednego magicznego wieczoru w roku. Przedstawione mamy tutaj różnego rodzaju wigilie, tych co lubią święta i czekają na nie przez cały rok, ale także tych co ich nie lubią lub wręcz nienawidzą.

Przy tego typu pracy zbiorowej oczywiście jedne opowiadania bardziej przypadną nam do gustu, a inne mniej, jeszcze inne w ogóle. To króciutka książka, którą bardzo szybko się czyta. U mnie idealnie sprawdziła się podczas czekania w kolejce w urzędzie komunikacji, bo numerek miałam dopiero 60! Jednak przyznam się szczerze, że opowiadania mają to do siebie, że w moim przypadku raczej się nie sprawdzają i  właściwie szybko później o nich zapominam... Nie jest to oczywiście wina złego pisarstwa Autorów. To raczej moje nastawienie, nie za bardzo lubię tak krótkie formy, bo jak tylko uda mi się już "wejść" w dany świat i poznać/polubić bohaterów, opowiadanie się kończy, a u mnie pozostaje mały niedosyt...

Choć jeśli ktoś lubi opowiadania i ma ochotę na refleksje i chwilę zadumy, to ten tomik opowiadań będzie dla niego idealny. Bowiem wspólnym mianownikiem dla tych historii są święta oraz relacje rodzinne podczas świąt. Wszędzie mamy podkreślane jaki to magiczny i rodzinny czas, a w rzeczywistości tak wielu z nas czuje się wtedy wyjątkowo samotnie, czasem pomimo obecności bliskich wokół...

Wyzwanie: GRA W KOLORY 










Wyzwanie: CZTERY PORY ROKU

niedziela, 17 grudnia 2017

MIASTO ŚNIĄCYCH KSIĄŻEK - WALTER MOERS

CAMONIA
13 1/2 życia kapitana Niebieskiego Misia || Jasioł i Mgłosia Baśń z Camonii || Rumo i cuda w ciemnościach || Miasto śniących książek || Kot alchemika || Labirynt śniących książek

Wydawnictwo: WYDAWNICTWO DOLNOŚLĄSKIE
Data wydania: wrzesień 2006
Liczba stron: 464
Moja bardzo subiektywna ocena: 9/10

***

Do tej książki zbieram się bardzo, bardzo długo. Kusiła mnie i pociągała, ale jak tylko zaczynałam ją czytać, coś nie grało. Rzadko mi się zdarza, żebym książkę tak wiele razy wypożyczyła z biblioteki i ją oddawała, a później do niej powracała. Czemu tak się działo? Ano dlatego, że ta książka (i powiem to od razu na wstępie, bo bardzo mnie to w niej irytowało) ma straszny format! To cegła, a nie książka! Encyklopedia wprost! Niestety nie jest to raczej wydanie kieszonkowe! Jestem osobą, która dużą część książek czyta w autobusach i tramwajach, zawsze raczej mam przy sobie książkę. Ale tą zabrać ze sobą jest troszkę trudniej. Nawet jeśli najczęściej noszę ze sobą plecak! To zawsze pakując się do pracy zadawałam sobie pytanie: spakować do plecaka obiad czy "Miasto Śniących Książek"?! Do czytania w wannie też raczej się nie nadaje. Gdy z kolei czytałam w domu, to moje dzieci jak tylko zobaczyły rysunki w środku, zabierały mi książkę i przeglądały same, a czytanie zamieniało się w opowiadanie:) Więc to jest jedyna, ale za to największa wada tej lektury! Największa w dosłownym tego słowa znaczeniu!

Co do treści, to jest to książka przede wszystkim idealna dla wszystkich moli książkowych, pasjonatów słowa pisanego, zapachu papieru i farby drukarskiej. Cały stworzony tutaj świat to książki: wszędzie są księgarnie, antykwariaty, kawiarnie serwujące ciastka w kształcie książek przełożone konfiturą jak zakładką do książki. Czytając człowiek czuje ten specyficzny zakurzony klimat, którego nie sposób pomylić z czymś innym. Ale łatwo się w nim zatracić i spędzić długie godziny podziwiając zebrane zbiory w bibliotekach czy księgarniach. Głównym bohaterem jest Hildegunst Rzeźbiarz Mitów pochodzący z Twierdzy Smoków. Poznajemy go w momencie gdy jego ojciec poetycki właśnie umiera. Wówczas nasz bohater dostaje od swojego opiekuna fragment prozy, tajemniczy manuskrypt innego nieznajomego pisarza. Po śmierci Dancelota Tokarz Sylab, czyli owego ojca poetyckiego, Hildegunst wybiera się na poszukiwanie tego nieznajomego genialnego pisarza. Tak właśnie rozpoczyna się jego podróż do Księgogrodu. Tam czai się wiele niebezpieczeństw na niego. Jest Pająxxx, są niebezpieczni łowcy książek, są trujące książki. Książki, które same się poruszają, które patrzą, wydają jakieś dźwięki, latają lub pełzają. Ale nasz smok trafia także do krainy buchlingów, gdzie jest po prostu cudownie. To stworki, które mają jedno oko, ale za to potrafią żywić się książkami zamiast jedzeniem! Każdy z nich ma imię pochodzące od innego pisarza, którego dzieł uczy się na pamięć. Hildegusta traktują z wyjątkową gościnnością jako przyszłego pisarza. I wprost nie mogą nacieszyć się jego obecnością! W końcu poznajemy Homunkolosa - człowieka książkę, którego historia wzrusza i chwyta za serce... Pomimo, że jest to wyjątkowo niebezpieczna bestia, czujemy do niego sympatię i współczujemy jego losowi. Król Cieni, bo tak inni nazywają Homunkolosa, zaprzyjaźnia się i z naszym bohaterem i razem przeżywają wiele przygód, wspierają się w sytuacjach kryzysowych i z czasem wiedzą, że mogą na siebie liczyć w najbardziej krytycznych momentach.

"Miasto śniących książek" to piękna bajka dla wszystkich moli książkowych. Idealny świat, aby móc wniknąć do niego. Walter Moers naprawdę wykazał się niesamowitą wyobraźnią i talentem, aby przedstawić nam ten świat w tak plastyczny sposób. W wyobrażeniu sobie tego świata pomogły także zamieszczone w książce ilustracje autorstwa samego Autora:) To co zobaczymy otwierając i czytając tą książkę jest nie do opowiedzenia, wykracza poza wszelkie ramy fantasy, nie ma tu żadnych reguł i barier. I nieważne co tu i teraz napiszę o tej książce - i tak będzie to za mało i nie oddam jej prawdziwego klimatu! Cała książka, to jedna wielka zabawa słowem. Dla mnie to była prawdziwa uczta czytelnicza:)

niedziela, 10 grudnia 2017

POSZUKIWANY - LEE CHILD

Jack Reacher
Poziom śmierci || Uprowadzony || Wróg bez twarzy || Podejrzany || Echo w płomieniach || W tajnej służbie || Siła perswazji || Nieprzyjaciel || Jednym strzałem || Bez litości || Elita zabójców || Nic do stracenia || Jutro możesz zniknąć || 61 godzin || Czasami warto umrzeć || Ostatnia sprawa || Poszukiwany || Nigdy nie wracaj || Sprawa osobista || Zmuś mnie || Sto milionów dolarów || Adres nieznany

Wydawnictwo: ALBATROS
Data wydania: czerwiec 2013
Liczba stron: 480
Moja bardzo subiektywna ocena: 6/10

***

 Na tą książkę trafiłam całkowicie przez przypadek. Zaczęłam ją nawet słuchać jako audiobooka. Jednak niestety w przypadku tej książki audiobook mi się nie sprawdził, a książkę wypożyczyłam z biblioteki. To było dobre posunięcie, bo zdecydowanie książka bardziej mi się spodobała podczas czytania niż słuchania. Przede wszystkim ze względu na szczegóły, których dużo jest tutaj przytoczonych, a które gdzieś mi uciekały podczas słuchania.  

Jack Reacher próbuje złapać okazję stojąc na środku autostrady. nie budzi jednak zaufania ze względu na swój wygląd, a przede wszystkim złamany nos. Zatrzymuje się jednak samochód, w którym jadą trzy, prawie identycznie ubrane osoby: McQeen, King i Karen Delfuenso. Kobieta wygląda na przestraszoną i daje Reacherowi znaki na migi, natomiast panowie od razu budzą swoim zachowaniem wiele podejrzeń. I właśnie w ten sposób Reacher zostaje wmieszany w sprawę zabójstwa, którym interesuje się FBI, CIA i Departament Stanu. Nasz bohater szybko poznaje agentkę Sorenson, która zajmuje się tą sprawą i zaczynają działać razem. Nie chciałabym tutaj zdradzać kto stoi za tym morderstwem i jak wygląda cała prawda - jeśli macie ochotę przeczytać, popsułabym Wam przyjemność lektury.

Kiedy zaczęłam poznawać tą historię, nie miałam pojęcia, że jest to już 17 tom serii o idealnym mężczyźnie jakim jest Jack Reacher! Nieznajomość poprzednich tomów naprawdę w niczym mi nie przeszkodziła. Od razu polubiłam naszego bohatera, przede wszystkim za to jego specyficzne poczucie humoru, które idealnie mi przypasowało:) Reacher jest bardzo spostrzegawczym i czujnym obserwatorem. Ma ogromną wiedzę na temat radzenia sobie w ekstremalnych sytuacjach życiowych. Człowiek "drogi", bez domu, bez rodziny, bez znajomych. Były wojskowy. I przede wszystkim to bardzo odważny człowiek!

Ta książka wydaje mi się, że bardziej spodoba się męskiej części czytelników, chociaż ja osobiście też chętnie ją przeczytałam. To świat agentów specjalnych, niebezpiecznych misji, gdzie nie można pozwolić sobie nawet na najmniejszy błąd, bo może on kosztować życie. A nasz bohater Jack Reacher czuje się  w tych realiach jak ryba w wodzie:)

Wyzwanie: GRA W KOLORY 









sobota, 2 grudnia 2017

CHIRURG - TESS GERRITSEN

Rizzoli / Isles
Chirurg || Skalpel || Grzesznik || Sobowtór || Autopsja || Klub Mefista || Mumia || Dolina umarłych || Milcząca dziewczyna|| Ostatni, który umrze || Umrzeć po raz drugi || Sekret, którego nie zdradzę

Wydawnictwo: ALBATROS
Data wydania: styczeń 2013
Liczba stron: 384
Moja bardzo subiektywna ocena: 10/10

***

Tess Gerritsen nie trzeba nikomu przedstawiać. "Chirurg" to pierwszy tom serii thrillerów medycznych. Na początku sama nie wiedziałam  czego się spodziewać, sama nie przepadam za lekarzami, zawsze się boje tych tematów medycznych. I dlatego po lekturze "Chirurga" naprawdę byłam bardzo zaskoczona... bardzo pozytywnie zaskoczona:)

Główna bohaterka to pani doktor Catherine Cordell., którą od razu polubiłam. Przeżyła ona tragedię, została parę lat temu zaatakowana przez psychopatę mordercę, który przywiązał ja do łóżka nagą, pastwił się nad nią tym, że bezbronna leżała przed nim. A gdy opadnie z sił planował pozbawić ją macicy. Pani doktor udało się jednak uciec. Po tym przeżyciu długo nie mogła dojść do siebie, ale jakoś próbowała zacząć normalnie żyć. Wtedy okazuje się, że jest kolejna ofiara. Kolejna kobieta doznaje takich samych obrażeń. Zaczyna się śledztwo, a pani doktor staje znowu przed śmiertelnym zagrożeniem.

To naprawdę wciągający thriller, trzyma w napięciu, intryguje, wciąga. Trudno jest skończyć czytanie, bo chcemy wiedzieć jak to się właściwie skończy i czy uda się złapać oprawcę. Nie zaczynajcie, jeśli nie macie całego dnia wolnego na przeczytanie!Tess Gerritsen idealnie buduje napięcie, najpierw powolutku nas wprowadza w ten świat, po czym nawet się nie obejrzymy, a już jesteśmy uzależnieni od informacji "co dalej"! Ja na pewno sięgnę po kolejne części tej serii! A wy przeczytaliście już wszystkie?:)

niedziela, 26 listopada 2017

CZWARTKI W PARKU - HILARY BOYD

Wydawnictwo: WYDAWNICTWO LITERACKIE
Data wydania: listopad 2013
Liczba stron: 400
Moja bardzo subiektywna ocena: 6/10

***

O przeczytaniu przeze mnie tej książki zadecydowała okładka! Bardzo mi się spodobała i przykuła moją uwagę. W opisie na okładce książki przeczytałam dodatkowo, że to ciepła i dobrze napisana powieść. A takiej właśnie lektury teraz potrzebowałam. Podczas czytania okazało się jednak, że książka zaskoczyła mnie i nie spodziewałam się takiej historii. Pierwsze moje skojarzenie podczas czytania to Peter Pezzelli. To jego powieści są naprawdę"ciepłe i mięciutkie". Tutaj natomiast Autorka przedstawia nam poważny problem jakim jest pojawienie się miłości, której nie spodziewamy się i na którą nie jesteśmy przygotowani.

Jeanie to kobieta, która właśnie kończy 60 lat. Jej mąż George już zawodowo nie pracuje i większość swojego czasu poświęca swojemu hobby. Ona prowadzi swój własny sklep ze zdrową żywnością i pomaga od czasu do czasu córce i zięciowi w opiekowaniu się wnuczką Ellie. Wszyscy z rodziny spodziewają się, że właśnie w wieku 60 lat nasza bohaterka zakończy swoją przygodę zawodową, przejdzie na emeryturę i będzie miała więcej czasu dla swojej rodziny. Nikt jednak nie pyta o zdanie Jeanie, która nie ma na to najmniejszej ochoty. Ona ma jeszcze dużo siły, czuje się doskonale, chce nadal pracować. Podczas spacerów z ukochaną wnuczką Jeanie chodzi do parku na plac zabaw. Tam poznaje Raya, mężczyznę, który przychodzi tam ze swoim wnukiem Dylanem. Dzieci się zaprzyjaźniają i lubią ze sobą bawić, a dorośli również nawiązują nić porozumienia. Ta znajomość powoli przeradza się w poważniejsze uczucie jakim jest miłość.

Jeanie nie do końca potrafi poradzić sobie z tym nowym uczuciem. Do Raya czuje bowiem coś niesamowitego. Przede wszystkim to on chce ją słuchać, sam prowadzi klub sportowy i doskonale rozumie, że Jeanie również chce być jeszcze aktywna zawodowo. A do tego wszystkiego dochodzi jeszcze miłość fizyczna, której Jeanie ma ogromny deficyt, bo jej mąż jej tego odmawia od około 10 lat i nawet nie jest w stanie wyjaśnić przyczyny... Jeanie po prostu się miota pomiędzy Rayem, który zaspokaja jej wiele potrzeb i którego zaczyna kochać i George'em, który w ogóle jej nie słucha, narzuca jej przeprowadzkę na wieś, mówi "staruszko", a prawie od 10 lat nie potrafił jej przytulić i pocałować...

Ta historia pokazuje nam, że w każdym wieku może przydarzyć nam się miłość. Jeśli nam się coś nie podoba w naszym dotychczasowym życiu powinniśmy o to walczyć. Nie powinniśmy być z kimś w związku tylko z potrzeby obowiązku. My i nasze uczucia też są ważne. Mamy prawo do szczęścia. I to my wiemy najlepiej co nam sprawia przyjemność i przynosi szczęście, a nie pozostali członkowie naszej rodziny! Jak podsumowałabym tą opowieść? Jest to gorzko-słodka historia, która może zdarzyć się każdemu z nas...



Wyzwanie: CZTERY PORY ROKU
 

środa, 22 listopada 2017

DOMOFON - ZYGMUNT MIŁOSZEWSKI

Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: październik 2013
Liczba stron: 360
Moja bardzo subiektywna ocena: 7/10

***

Zygmunt Miłoszewski słynie przede wszystkim z kryminalnej trylogii o prokuratorze Szackim. Tutaj mamy jednak inny gatunek - thriller. Dość ciekawy thriller, który polecam z czystym sumieniem.

Ciekawa fabuła, wciągający wątek, wyjątkowo stworzeni bohaterowie, przez co lektura jest samą przyjemnością. Można więc smakować każde zdanie! A poza samym wątkiem grozy mamy kilka głębszych myśli o naszych lękach, wewnętrznych strachach, wyrzutach sumienia. Znajduje się tutaj także kilka prawd o nas Polakach (chociażby to, że jak przystało na kraj katolicki, gdy ludzie są przerażeni, to zawsze najpierw będą krzyczeć „omójboże”, a nie „kurwamać”).

Jest również pokazana sytuacja, gdzie na jakimś zamkniętym terenie, dość ograniczonym, w tym przypadku bloku, w którym zostają uwięzieni jego mieszkańcy, spotykają się ludzie i wraz z narastaniem lęków i upływem czasu ich reakcje stają się coraz bardziej agresywne, oni są coraz bardziej sflustrowani i załamani.

I przede wszystkim chciałabym zwrócić uwagę na piękny, polski język. Czytanie tej lektury to naprawdę przyjemna uczta literacka:) Ja na pewno z wielką ochotą sięgnę po kolejne książki spod pióra Pana Zygmunta Miłoszewskiego!

Wyzwanie: GRA W KOLORY 








środa, 15 listopada 2017

W SZPONACH SZALEŃSTWA - AGNIESZKA LINGAS-ŁONIEWSKA

Wydawnictwo: NOVAE RES
Data wydania: październik 2017
Liczba stron: 292
Moja bardzo subiektywna ocena: 9/10

***

Książki Pani Agnieszki Lingas-Łoniewskiej czytam jak tylko są wydawane. Bardzo lubię jej pióro i na każdą książkę czekam z wielką niecierpliwością. Do tego dochodzi jeszcze sentyment związany z Wrocławiem, miastem gdzie Pani Agnieszka głównie umiejscawia akcję powieści. Najnowsza jej powieść "W szponach szaleństwa" to thriller, który trzyma w napięciu i niepewności prawie do ostatnich stron.

Główna bohaterka to Ewa, 32-letnia pani komisarz, która w policji pracuje już od 12 lat. Jej szefem, a także najlepszym przyjacielem jest Szymon Drako Drakoński. Oboje mogą na siebie liczyć, nawet w najtrudniejszych życiowych sytuacjach, wspierają się, opiekują się sobą i troszczą o siebie. Ewa w życiu zawodowym jest naprawdę zasłużoną policjantką i trudno wywieźć ją w pole. W życiu prywatnym natomiast przez wiele lat była związana z Tomaszem, lekarzem, który opiekował się nią po jednej z policyjnych akcji. Gdy jednak doszło do sytuacji, gdy zbliżał się ich ślub, Ewa czuła się coraz bardziej osaczona i w końcu odeszła od Tomasza. Ich związek uległ zawieszeniu, ale nadal z nikim się nie wiązali i ciągle mieli ze sobą kontakt.

Teraz Ewa z Szymonem prowadzą śledztwo, gdzie giną młode kobiety, studentki historii, wszystkie bardzo inteligentne i piękne. Ich ciała mają jednak jedną cechę wspólną: są pozbawione mózgu... Policjanci rozwiązując ta zagadkę trafiają na trop sekty, która swoją siedzibę miała kiedyś w bieszczadzkiej wiosce. Okazuje się, że dwadzieścia lat temu doszło tam do prawdziwej rzezi, zostali pomordowani ludzie, właściwie przeżyły jedynie dzieci. Dokumenty mówią o dominującym tam kulcie Ateny, bogini mądrości.

W międzyczasie Ewa poznaje Mateusza, wykładowcę historii na uniwersytecie. Zakochują się w sobie i zaczynają nawzajem się poznawać. To uczucie spada na naszą bohaterkę dość niespodziewanie, sama nie wie co się z nią tak do końca dzieje, ponieważ nigdy w życiu żaden mężczyzna tak na nią nie działał. Mateusz jest czuły, delikatny, wspiera Ewę i pozwała czuć się jej stuprocentową kobietą.

Jest także Mirek Kalinowski. To także pracownik naukowy na wydziale historii, mocno podejrzany, dziwnie się zachowujący, wrogo nastawiony do policji. Ewa od razu podejrzewa, że Kalinowski może wiedzieć więcej, niż im mówi...

Pani Agnieszka powoli wprowadza nas w tajniki tej zagadki, po kolei odkrywa karty... Bawi się z czytelnikiem konstrukcją powieści, ponieważ każdy rozdział podzielony jest na trzy części: jedna dotyczy Ewy i spraw bieżących, w drugiej narratorem jest nasz sprawca, a trzecia to wspomnienia z przeszłości tego sprawcy. Zatem czytając powolutku sami składamy te puzzle i odkrywamy kto jaką rolę tutaj pełni. Główne skrzypce gra tutaj element szaleństwa, który przede wszystkim powoduje w nas niezrozumienie, czasem pogubienie, niedowierzanie... Moim zdaniem Pani Agnieszka dość plastycznie odzwierciedliła nam wpływ takiego szaleństwa na człowieka, jego życie i przede wszystkim jego bliskich.

Jedynym elementem jaki mało mi się spodobał jest zakończenie, choć wiem, że na zdrowy rozsądek takie zakończenie tej historii jest bardzo prawdopodobne i każde inne byłoby pewnie mocno naciągane. Poza tym bardzo mi się podobało, że tym razem romans i wątek miłosny nie przytłumił akcji i zasadniczego tematu książki, a był jedynie jego elementem pomocniczym. To spowodowało, że Autorka skupiła się na śledztwie oraz pokazaniu psychiki człowieka owładniętego określonym kultem pełnym żądzy i okrucieństwa. To thriller, który trzyma w napięciu, pozwala na samodzielne tropienie sprawcy i nie daje o sobie zapomnieć nawet po zamknięciu książki.


Wyzwanie: GRA W KOLORY 







sobota, 11 listopada 2017

WE WSPÓLNYM RYTMIE - JOJO MOYES

Wydawnictwo: MIĘDZY SŁOWAMI
Data wydania: lipiec 2017
Liczba stron: 528
Moja bardzo subiektywna ocena: 10/10

***

Jojo Moyes znałam na razie tylko z dwóch powieści "Zanim się pojawiłeś" i "Kiedy odszedłeś". I one na tyle mi się spodobały, że postanowiłam poznać tą autorkę bliżej. Wybór tym razem padł na najnowszą powieść "We wspólnym rytmie". Czy mi się podobało? Bardzo:) Poza tym książka spowodowała, że podczas czytania sama zastanawiałabym się jak ja bym postąpiła na miejscu Natashy, ale i na miejscu Sarah. Ale zacznijmy od początku...

Mamy dwie główne bohaterki. Sarah to czternastoletnia dziewczyna, którą wychowuje dziadek - papa. Sarah pod jego czujnym okiem uczy się jazdy konnej. Ale nie jest to tylko zwykła jazda na koniu, to prawdziwa sztuka, to pasja i całe ich życie. Konia bowiem trzeba tak przygotować, aby nie traktował tego zajęcia jak pracę, którą musi wykonać, ale jak zadanie, na które sam ma chęć. Sarah jest inna niż dzieciaki w jej wieku - jest cicha, spokojna, skupiona na sobie i swoim koniu Boo. Codziennie oprócz szkoły i nauki ma dodatkowe obowiązki w postaci opieki nad koniem i ćwiczeniami z nim. To przede wszystkim nauczyło ja odpowiedzialności za zwierzę. Poza tym Boo również możemy uznać za jednego z głównych bohaterów książki:) Dla Sarah jedyną rodziną jest właśnie dziadek, który pewnego dnia dostaje wylewu i trafia do szpitala. A jego pobyt tam coraz bardziej się przedłuża. Sarah na początku mieszka sama. Ale pewnego przez przypadek na swojej drodze spotyka Natashę...

Natasha to z kolei trzydziestoparoletnia kobieta, prawniczka, która swojej pracy poświęca całe swoje życie. Wraz z upływem kart powieści zaczynamy dowiadywać się o niej kolejnych rzeczy. Właśnie rozwodzi się z mężem Makiem, który nie mając gdzie mieszkać, na nowo wprowadza się do ich domu. Ciągle się kłócą i nie mogą znieść swojej obecności. Gdy oboje są już u kresu sił, postanawiają, że na czas gdy szukają kupca na dom, mogą przyjąć pod swój dach Sarah. Teoretycznie z jednej strony pomogą dziewczynie, a z drugiej jej obecność poniekąd rozładuje emocje pomiędzy tą dwójką. Ale to tylko teoretycznie. Bo opieka nad nastolatką wcale nie jest łatwa, wymaga wysiłku, wymaga poświęcenia ze strony opiekunów, zainteresowania i przede wszystkim otwarcia się i słuchania co dziecko ma do powiedzenia. Na początku Natasha wydaje nam się zimną, nieczułą kobietą, która skupia się jedynie na pracy. Wykonywany przez nią zawód prawniczki jeszcze tym bardziej pogłębia to wrażenie. Sprawia wrażenie kobiety cynicznej, wyrachowanej, takiej starej, rozpieszczonej panny... Ale to tylko pozory. Ja zauważyłam coś więcej dopiero jak Natasha porozmawiała ze swoją siostrą, która sama miała gromadkę dzieci w domu i była zaniedbana i zmęczona opieką nad nimi. Wtedy dopiero uzmysłowiłam sobie, że Natasha jest bardzo nieszczęśliwa, bo to nie ona sama wybrała sobie jakie życie, ona bardzo chciała mieć dzieci, ale coś spowodowało, że nie mogła. Po trzech poronieniach nie miała już siły z tym walczyć, a jedyne co jej zostało, to praca. Bo jeśli nie może poświęcić się dzieciom, to przynajmniej poświęci się swojej karierze. Tylko, że patrząc z boku .... widzimy tylko karierę... Na pierwszy rzut oka nie widać czemu ta kobieta wybrała właśnie pracę, prawda? Ale od samego początku widać, że Natasha nie jest taką zimną i nowoczesną kobietą: notatki nadal sporządza ręcznie czy wynajmuje domek na wsi, urządza go i zakłada ogródek wokół niego.

Bardzo byłam ciekawa tej książki, bo pierwszy raz miałam przyjemność czytać książkę gdzie bohaterem jest też koń. Może nie wszystkie opisy tutaj były dla mnie zrozumiałe, bo nie znam tych wszystkich figur i elementów, które konie wykonują. Ale zaciekawiły mnie te fragmenty mówiące o koniach jako o zwierzętach. Konia bowiem bardzo łatwo zrazić do siebie, wystarczy tylko raz go oszukać, a on to zapamięta na całe życie. Zawsze konie kojarzyły mi się z silnymi zwierzętami, a tutaj Autorka pokazała je jako bardzo delikatne i wrażliwe. Przypomniało mi się jak jako mała dziewczynka na wakacjach u cioci wchodziłam do stacji, zaczynałam coś mówić i koń do mnie zaczynał się śmiać! Niesamowite uczucie... Więc tym bardziej rozumiem Sarah.

Jednym z tematów poruszanych w powieści jest opieka nad dziećmi, słuchanie ich i dostrzeganie ich potrzeb. Niestety my jako dorośli często nie traktujemy ich poważnie lub nie słuchamy co mają do powiedzenia. Czasem nie zwracamy na nie uwagi. A przecież one tak samo myślą i czują jak my. Być może mają swoje kłopoty i problemy. A my jesteśmy właśnie po to, aby pomóc im z tymi problemami walczyć! Dziecko, które zaczyna milknąć, cierpi... A dzieci z różnych względów nie chcą nam powiedzieć o swoich problemach, czasem widzą, że my mamy swoje, czasem boją się, że zostaną skrzyczane i wywołają gniew opiekuna... Ale niestety takie nie mówienie i tłamszenie w sobie nie jest dobre i może doprowadzić do tragicznych w skutkach zdarzeń. Kluczowa jest tu także historia pewnego chłopca, z którym Natasha spotkała się w swojej pracy i go broniła. Przez cały czas czuła, że chłopiec ją jednak oszukiwał, bo nie był w stanie przebyć, tak jak mówił bardzo długiego dystansu w tak krótkim czasie. Jednak z czasem okazało się, że to Natasha zwątpiła w niego i nie słuchała go uważnie, a on jej nigdy nie okłamał, bo przebył taką odległość w tym czasie, ale nie zawsze szedł pieszo, czasem jechał na ośle, czasem jakimś innym transportem... 

To powieść także o uczuciach jakie mogą do siebie żywić ludzie, którzy się zagubili w swoich problemach. Bo uważam, że Natasha i Mac cały czas bardzo się kochali, jednak przez problemy z utrzymaniem ciąży przez Natashę, oddalili się od siebie i przestali starać się siebie nawzajem zrozumieć. Może brakło tutaj prawdziwych, szczerych rozmów, wypłakania przed sobą swoich żali i smutków?! A każde z nich poniekąd poszło w świat swojej pracy... A przecież oboje mieli wspólny cel, oboje pragnęli tego samego, oboje się bardzo kochali i mimo wszystko czuć było tą chemię między nimi:)

Na uwagę zasługują także pozostałe postacie występujące w książce, choć moim faworytem został zdecydowanie Kowboj John, który ubawił mnie podczas jazdy samochodem z Natashą i Makiem:)

"We wspólnym rytmie" to powieść o pasji i związanych z nią wyrzeczeniach, to powieść o trudach rodzicielstwa, to w końcu powieść o miłości i przyjaźni. Bardzo miłe i ciepłe wspomnienie zostawi w moim serduchu. I tym razem nie zawiodłam się na pisarstwie Jojo Moyes i z wielką przyjemnością będę czekała na następne jej książki.


wtorek, 7 listopada 2017

JEDWABNIK - ROBERT GALBRAITH

Cormoran Strike
Wołanie kukułki || Jedwabnik || Żniwa zła

Wydawnictwo: WYDAWNICTWO DOLNOŚLĄSKIE 
Data wydania: wrzesień 2014
Liczba stron: 480
Moja bardzo subiektywna ocena: 8/10

***

Druga część przygód prywatnego detektywa Cormorana Strike’a i jego asystentki Robin. Książka utrzymana jest w takim samym klimacie jak poprzednia część. Oboje prowadzą śledztwo, zaś z boku jest opisywana ich wzajemna relacja – niby nic ich nie łączy, ale się wzajemnie przyciągają. Ciekawe do czego doprowadzi ta ich wzajemna "przyjaźń":)

Tym razem śledztwo dotyczy pewnego znanego pisarza, który zniknął bez słowa. Żona nie powiadomiła o zniknięciu męża policji, bo po pierwsze mąż czasem znikał, a po drugie ostatnio jak zgłosiła to na policję, to miał do niej pretensje... Okazuje się, że przed zniknięciem Owen (pisarz) wysłał do swojego wydawcy dość kontrowersyjną powieść, w której opisał wiele znanych sobie osób. Po kilku dniach śledztwa nasz detektyw trafia do starego domu pisarza i znajduje go tam już w stanie rozkładu... Okazuje się, że zbrodnia została popełniona ze szczególnym okrucieństwem, i co też bardzo ważne – według opisu z ostatniej, jeszcze nie wydanej książki samego pisarza.

Jest to dobrze, poprawnie napisany kryminał. Tak jak poprzednią część i tu czytało mi się wolno i nawet można powiedzieć ślamazarnie. Brakowało mi troszkę dreszczyku, wciągnięcia człowieka na całość, tego uczucia, że jak czytam w tramwaju, to mam niedosyt, że już dojechałam na miejsce i muszę skończyć czytać. Tego tutaj niestety nie było. Z drugiej strony i taki kryminał czasem jest potrzebny. I nie do końca uznałabym to jako minus książki. Poza tym główną zaletą tej serii jest to, że czytelnik sam może próbować rozwiązywać zagadkę, razem z Cormoranem i Robin śledzimy przestępcę i chcemy odkryć wszystkie tajemnice. I takie kryminały lubię, bo próbowanie ułożenia samemu tej układanki, to dodatkowa zabawa podczas czytania.

Był też wątek, który strasznie mnie denerwował – jak ciągłe rozpamiętywanie przez Strike’a romansu z Charlotte. Naprawdę dałby już sobie chłopak spokój... Męczyło mnie to i de facto nic nowego nie wnosiło...

Więc teraz czas na część trzecią... i oczywiście w tak zwanym międzyczasie serial:)

poniedziałek, 30 października 2017

KIM, DO DIABŁA, JEST ANITA?! - WANDA SZYMANOWSKA

Wydawnictwo: WYDAWNICTWO LITERACKIE BIAŁE PIÓRO
Data wydania: 2017
Liczba stron: 193
Moja bardzo subiektywna ocena: 8/10

***

To moje pierwsze spotkanie z prozą Pani Wandy Szymanowskiej. Zaczynając czytać tą książkę nie do końca wiedziałam dokładnie czego mogę się spodziewać. Jednak efekt końcowy przypadł mi do gustu i wywarł na mnie wrażenie. Pani Szymanowska przekazała tutaj ważne i trudne treści w dość łagodny i przystępny sposób.

Anita jest ponad osiemdziesięcioletnią kobietą; Polką, która w młodości wyemigrowała do Niemiec. Teraz opiekuje się swoim chorym mężem, z którym niestety nie ma kontaktu, bo jest w śpiączce. Anita jednak wszystkie pielęgnacyjne czynności przy nim wykonuje sama: myje go, karmi, zmienia opatrunki, podaje lekarstwa. Ma cztery córki, ale każda z nich ma swoje przywary i patrzy w swoją stronę. Jest także wnuk Benny, który zakochał się w Chince i tylko Anita jest w stanie przygarnąć go do swojego domu bez względu na tą miłość. Anita nie zważa na swój wiek, jest wyjątkowo żywiołowa, wesoła, energiczna. Jej dzień jest ściśle poukładany i składa się z czynności pomagających innym. Kobieta pomaga bowiem sąsiadom w codziennych czynnościach: temu wyniesie śmieci, temu odsłoni żaluzje, innemu pomoże wyprowadzić psa... Nawet jej ubiór jest wyjątkowo oryginalny, bo często urozmaicony bardzo kolorowym elementem. Dla mnie hitem był też pomysł Anity na kupowanie jajek w sklepie, żeby karmić nimi kury i w ten sposób przerabiać jajka ze sklepu na jajka "ekologiczne":)

Na uwagę zasługuje także uczucie miłości pomiędzy Anitą i Kurtem, jej mężem. Kobieta nie jest w stanie opuścić męża nawet na jeden dzień. Wszystkie zabiegi wokół niego wykonuje z wielkim uczuciem i czułością. Rozmawia z nim, całuje go i przytula. Codziennie opowiada o nowych rzeczach, które dzieją się wokół niej. Mówi, ale też słucha Kurta, co z boku może wydawać się dziwne. Ale w rzeczywistości, to chwile tylko dla nich, pełne intymności i prywatności.

Narratorką powieści jest kobieta, która przyjaźni się z Anitą, odwiedza ją codziennie lub nawet dwa razy dziennie. Jednak o tej kobiecie niewiele wiemy, ponieważ całą uwagę skupia właśnie Anita. To ona jest tutaj główną bohaterką. Podczas tych wizyt przyjaciółki Anita snuje opowieść o swoim życiu, poznajemy niektóre fakty z jej młodości, które poniekąd pozwalają nam dokładniej poznać Anitę i jej historię. W ten sposób Autorka przybliża nam pewne fakty historyczne, które znacząco wpłynęły na ludzi i ich życie, takie jak mur berliński czy podział Niemiec.

Autorka podejmuje temat starości i miejsca seniorów w naszym świecie. I pokazuje nam, że ta starość nie musi być zgorzkniała, smutna, apatyczna. Może być z uśmiechem, kolorowa i przede wszystkim żywa i energiczna. Pokazuje nam, że w życiu przede wszystkim trzeba być aktywnym, bo to dodaje nam sił. Nie wolno nam się nad sobą rozczulać, zbytnio przejmować, mówiąc wprost: nie wolno nam się ze sobą cackać! Żadna praca czy wysiłek nikomu nie zaszkodzi! Takim anty bohaterem jest jeden z sąsiadów Anity - Willy, który ciągle o siebie dba, aż przesadnie, nie podejmuje się żadnej, nawet najmniej pracy, bo przecież coś może mu się stać!

Powieść nie jest długa i czyta się ją lekko i sprawnie. Ale nie trzeba pisać tomów, żeby zawrzeć ważne treści, które skłaniają czytelnika do refleksji i zadumy. I każą się zastanowić nad nami: czy jesteśmy tacy jak Anita? czy raczej tacy jak Willy?


Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Autorce :)

czwartek, 26 października 2017

WOŁANIE KUKUŁKI - ROBERT GALBRAITH

Cormoran Strike
Wołanie kukułki || Jedwabnik || Żniwa zła

Wydawnictwo: WYDAWNICTWO DOLNOŚLĄSKIE 
Data wydania: grudzień 2013
Liczba stron: 452
Moja bardzo subiektywna ocena: 7/10

***

Strasznie dziwne wrażenia mam z tej książki. Jak zaczynałam ją czytać, bardzo mi się podobała, jednak w miarę czytania mój zapał słabł, książka się ciągnęła, przestała mnie wciągać i próbowałam ją czytać tylko dlatego, że już mało zostało mi do końca. I tak naprawdę uważam, że właściwa akcja zaczęła się dopiero pod koniec, gdzie ja jako czytelnik już byłam nią zmęczona. Być może to tylko moje, bardzo subiektywne wrażenie, a może to nie był dobry czas na przeczytanie tej książki.

Oto jest super modelka Lula Landry, która w niewyjaśnionych okolicznościach wypada z okna. Czy to jest samobójstwo? A może morderstwo? Śledztwo policji zamyka się wnioskami jednak o samobójstwie. Ale przez przyszywanego brata modelki zostaje wynajęty prywatny detektyw Cormoran Strike, który prowadzi podupadającą agencję detektywistyczną. Ponieważ nie ma pieniędzy na podstawowe opłaty korzysta z usług agencji pracy tymczasowej, która przysyła mu kolejne sekretarki. Wreszcie trafia do niego Robin – młoda dziewczyna, której strasznie imponuje błyskotliwość Strike’a. Razem zaczynają prowadzić śledztwo, które prowadzi do zaskakujących wniosków.

Na plus należy dodać bardzo dobrze skonstruowanych bohaterów. Postacie i Cormorana i Robin są dopracowane w każdym calu. To bohaterowie, których lubimy od samego początku, budzą u nas sympatię i chętnie zaprzyjaźnilibyśmy się z nimi. Cormoran wprowadza do biura surowość i żołnierską nutę, natomiast Robin ociepla nieco tą atmosferę. A balans pomiędzy nimi jest idealnie wyważony i nie ma dominacji żadnego z tych składników.

Sama zagadka kryminalna też jest dość dobrze skonstruowana, to ciekawe detektywistyczne puzzle. Chociaż ja nie otrzymałam odpowiedzi na jedno nurtujące mnie pytanie - być może mało uważnie czytałam - ale czemu to właśnie ta a nie inna osoba zleciła Cormoranowi rozwiązanie tej zagadki?!

Podsumowując jest to na pewno kryminał z ciekawą fabułą, choć moim zdaniem akcja nie jest równomiernie rozłożona i troszkę zbyt mało dynamiczna. A to z kolei powoduje, że książka nas mniej wciąga. Napisana jest jednak bardzo ładnym językiem i dlatego czyta się ją bardzo przyjemnie. Teraz nie pozostaje mi nic innego jak obejrzeć serial:)

środa, 18 października 2017

LAMPIONY - KATARZYNA BONDA

Cztery żywioły Saszy Załuskiej
Pochłaniacz || Okularnik || Lampiony || Czerwony pająk

Wydawnictwo:MUZA 
Data wydania: wrzesień 2016
Liczba stron: 640
Moja bardzo subiektywna ocena: 9/10

***

To trzecia część tetralogii kryminalnej Cztery żywioły Saszy Załuskiej. I to trzecia książka Pani Bondy jaką przeczytałam. I wrażenia mam identyczne jak w przypadku poprzednich części. I plusy i minusy lektury są takie same. Autorka wykonała dużo pracy, żeby zebrać materiał do pracy nad książką, merytorycznie jesteśmy w stanie się wiele dowiedzieć, tutaj chociażby o mieście Łódź, gdzie osadzona jest akcja powieści. Poza tym mamy ciekawie skonstruowaną intrygę kryminalną, przez co czytanie tej historii to całkiem niezła układanka, a co za tym idzie czytelnik ma wiele radochy z jej układania. Jednak niestety wątków jest bardzo dużo, czasem aż za wiele, aby samemu wytropić sprawcę.

Tym razem Sasza dostaje drugą szansę na pracę w policji. Po akcji w Hajnówce spotkała się z ogromną niechęcią do siebie w środowisku. Dodatkowo groziło jej również postępowanie dyscyplinarne, m.in. za niewłaściwe użycie broni czy posiadanie broni bez zezwolenia. Sasza miała też wyrzuty sumienia związane ze swoim przyjacielem Duchem. Dostając ponownie możliwość pracy profilerki zostaje wysłana do miasta Łódź, gdzie pod przykrywką tworzenia profilu piromana zostaje przydzielona do sprawy mającej znamiona terroryzmu. Otóż w mieście dochodzi do „wypadku”, w którym kobieta jest „żywą bombą”. Ma na sobie przyczepiony misternie wykonany ładunek wybuchowy.

Na pewno sięgnę po czwarty tom tej serii, bo jestem ciekawa jak zakończą się losy Saszy. Ale interesuje mnie także gdzie tym razem zabierze nas Katarzyna Bonda, bo miejsce akcji ma tu zawsze duże znaczenie! 

środa, 11 października 2017

NAPISZ NA PRIV - AGNIESZKA KRAWCZYK

Wydawnictwo: SOL
Data wydania: sierpień 2009
Liczba stron: 288
Moja bardzo subiektywna ocena: 8/10

***

To moje pierwsze spotkanie z twórczością Pani Agnieszki Krawczyk. Nigdy wcześniej nie miałam tej okazji. I już po pierwszych stronach książki wiedziałam, że lektura będzie samą przyjemnością.

Laura to matka małego Miłoszka, nazywanego Byłym Niemowlakiem. Jej czas pochłania przede wszystkim opieka nad małą latoroślą, praca dla Instytutu Badań nad Folklorem. Z wykształcenia jest historykiem sztuki, jest oczytana, inteligentna, zna kilka języków obcych. Obecnie jest także na etapie poszukiwania pracy. Od czasu do czasu Laura spędza także czas przeglądając różne fora internetowe. Z nich dowiaduje się wielu, naprawdę ciekawych rzeczy (każdy rozdział kończy się garstką takich wypowiedzi zasięgniętych z forów tematycznych). Dodatkowo chodzi z Młodym człowiekiem do parku i na plac zabaw, gdzie stworzyła grupę dyskusyjną z Dziadkiem Weroniki i Rudym., który z kolei pracuje w redakcji pisma "Głosu Che Gevary" z niejakim Perecem, późniejszym szwagrem Laury. W międzyczasie trwają przygotowania do ślubu jej siostry Ilony, potocznie zwanej Larwą. Laura także bardzo często zaopatruje się w ubrania w sklepie zwanym second-hand o zwiewnej nazwie "Kop Ciuszek"! Poznajemy więc życie młodej mamy i problemy, na które napotyka: karmić piersią czy nie, powrót do swojej figury sprzed ciąży, peeling pięt czy choćby możliwość napicia się piwa, gdy tu nie można, bo karmi się dziecko albo szybkiego ubierania się z dzieckiem i całej procedury wyjścia na dwór.

Przygody Laury czyta się bardzo sympatycznie i przyjemnie. Z uśmiechem na ustach. To bardzo pozytywna i dowcipna książka. Ja jestem w bardzo podobnej sytuacji co Laura, więc nie obce mi są jej problemy. I naprawdę zgadzam się w 100%  z pewnymi spostrzeżeniami tutaj opisanymi, jak chociażby grupa "matek idealnych" czy grupy dyskusyjne na placach zabaw. Jednak nie jestem pewna czy książka ta przypadnie komuś, kto nie ma dziecka i nie zna na co dzień takich trudności, jak choćby wyszykowanie dziecka i siebie do wyjścia. Być może ten rodzaj poczucia humoru lub raczej ironii nie będzie dla kogoś takiego atrakcyjny i najzwyczajniej w świecie mało śmieszny.

Jedyną trudność na jaką napotkałam czytając, to dość długie zdania, z wieloma rozwinięciami. Więcej opisów niż dialogów. To powoduje, że niestety musimy troszkę zwolnić czytanie i bardziej się skupić. Ale to był tylko chwilowy problem, póki nie wsiąknęłam w książkę. Im dalej, tym lepiej mi się ją czytało:)

Podsumowując, książka bardzo mi się podobała, poprawiła mi nie jeden raz humor i nastrój, do gustu mi przypadły te wszystkie dowcipy i żarty (nawet na temat naszego rządu!). Tą przygodę czytelniczą uważam za naprawdę udaną i na pewno to nie ostatnie moje spotkanie z prozą Pani Agnieszki Krawczyk:)





Wyzwanie: GRA W KOLORY 







sobota, 7 października 2017

CZEŚĆ, CO SŁYCHAĆ - MAGDALENA WITKIEWICZ

Wydawnictwo: FILIA
Data wydania: kwiecień 2016
Liczba stron: 350
Moja bardzo subiektywna ocena: 10/10

***

Po przeczytaniu "Czereśni..." stwierdziłam, że muszę zapoznać się bliżej z twórczością Pani Magdaleny Witkiewicz. Będąc ostatnio w bibliotece spotkałam "Cześć, co słychać?", więc zabrałam ją ze sobą do domu! I bardzo dobrze zrobiłam, bo jest to lektura bardzo ważna, daje dużo myślenia i sprawia, że zaczynamy zastanawiać się czego tak naprawdę w życiu chcemy?

Zuzka to kobieta 39-letnia, która uświadamia sobie, że jest właśnie na półmetku swojego życia. Ma kochającego męża Wojtka oraz dwie cudowne córeczki. Pewnego dnia przeglądając facebooka zauważa wiadomość od swojej koleżanki z liceum, że to już dwadzieścia lat po maturze. Szybko dochodzi do spotkania pomiędzy czterema koleżankami z jednej klasy. Okazuje się, że każda z nich ma swoje życie, całkiem różne, są mniej lub bardziej szczęśliwe. Ten ostatni rok przed czterdziestymi urodzinami dla każdej z dziewczyn jest przełomowy:
Agnieszka ma poukładane życie rodzinne, gdy pewnego dnia okazuje się, że jej mąż ją zdradza;
Monika przeżywa z mężem drugą młodość, po tym jak zaraz po maturze urodziło się ich dziecko i nie mieli wtedy czasu na imprezy, ale teraz okazuje się, że Monia jest jednak w drugiej ciąży i jest załamana;
Iwona to singielka, która twierdzi, że jest szczęśliwa sama, jednak szybko się okazuje, że szuka ciągle tego jedynego. A gdy ten się zjawia w postaci o 11 lat młodszego chłopaka, Iwona jest przerażona.
Zuzka natomiast cały czas gdzieś w tyle głowy ma swoją pierwszą miłość Pawła, którego nazywała Pablo. Życie jakie wiedzie obecnie podoba jej się, jednak czegoś jej brakuje... pragnie jeszcze raz poczuć te motyle w brzuchu, chce więcej romantyzmu i szaleństwa niż ma teraz... Pewnego wieczoru pisze do Pawła wiadomość na facebooku zaczynającą się właśnie od słów: "cześć, co słychać?". Ten mail stał się początkiem wielu wydarzeń, które nastąpiły potem. Bo na początku Zuzka z Pawłem jedynie pisali i rozmawiali internetowo, ale z czasem te ich "elektroniczne" rozmowy przekształciły się w spotkania w przypadkowych miejscach lub nawet u Pawła w domu...

Powieść ma bardzo prostą fabułę, właściwie od początku podejrzewałam jak może się skończyć ta historia. Jednak nie to się liczy. Ważne jest jak Autorka przedstawiła nam tą fabułę i jakie treści nam przez nią przekazała, a jest tego naprawdę sporo. Przede wszystkim Zuzka zrozumiała wszystko co zadziało się w jej życiu. To co wydarzyło się dwadzieścia lat temu cały czas w niej siedziało, cały czas obarczała winą siebie, a niestety wtedy została z problemem sama. Teraz zrozumiała to, tylko pytanie czy nie za późno? Prawdą uniwersalną jest to, że człowiek docenia, to co ma, dopiero po fakcie, dopiero jak to utracił albo jak musi o to znowu zawalczyć. Zuzanna nie doceniła właśnie tego swojego spokojnego życia, bez fajerwerków, które piękne są w kinie, w książce, natomiast w prawdziwym życiu są niebezpieczne i gdy znajdziemy się za blisko mogą poparzyć.

Prawdą też jest to, że rodzinę tworzymy nie w jeden dzień, tydzień, miesiąc, ale latami. To przede wszystkim zaufanie do siebie, wspieranie się w trudnych momentach, świadomość, że możemy na siebie liczyć. Tworzymy to latami, ale zburzyć to jest bardzo prosto, nie trzeba wiele, żeby ten ład legł w gruzach. Raz stracone zaufanie, bardzo trudno później odzyskać. Mąż Zuzki może nie jest romantyczny, wyjątkowo szarmancki, nie potrafi napisać listu miłosnego. Ale gdy dzieci były chore, obejrzał z nimi bajkę pod kocem, gdy Zuzka szykowała się na spotkanie z koleżankami podbudował ją, że świetnie wygląda! Był tą skałą, twardą, chroniącą przed deszczem i wiatrem. Bo co nam po pięknym szałasie na łące pełnej kwiatów - gdy przyjdzie deszcz i tak zmokniemy... Zuzka miała wiele, naprawdę wiele sygnałów, że stąpa po cienkim lodzie. Jedna z koleżanek - Agnieszka powiedziała jej to wprost, bez owijania w bawełnę, żeby się zastanowiła czego tak naprawdę chce, czy dla tych kilku chwil przyjemności, kilku bukietów kwiatów lub kilku listów miłosnych woli widzieć raz na dwa tygodnie małe plecaczki swoich dzieci, gdy będą się pakowały, żeby odwiedzić Tatę?!

I w końcu jest to też powieść o jeszcze jednym ważnym problemie. Może zdradzę tutaj za dużo z fabuły, więc jeśli nie chcecie za dużo wiedzieć, to pomińcie ten akapit:) Ale Pani Magdalena porusza temat bardzo delikatny i kontrowersyjny jakim jest aborcja. Podpisuję się tutaj dwoma rękami po tym zdaniem, że w większości takie sytuacje mają miejsce, bo kobieta jest zostawiona sama sobie, nie ma wsparcia w partnerze, rodzinie, otoczeniu. Jest zagubiona, czasem zmuszona do tego. Czasem tak jak tutaj ratuje jedno życie, kosztem drugiego. I to nie prawda, że to jest tylko zabieg. To w niej siedzi i będzie siedziało do końca jej dni. Czasem, gdy jest młoda, nie zdaje sobie sprawy z tego, ale dopiero jak jest starsza przychodzi refleksja, być może teraz postąpiłaby całkiem inaczej. I nie powinniśmy oceniać w żaden sposób takiej kobiety, bo ten sam problem, który my jesteśmy w stanie rozwiązać tu i teraz, dla kogoś innego może być barierą nie do pokonania, drogą bez wyjścia. Poza tym uważam też, że wszyscy mówimy o tej strasznej, bezdusznej kobiecie, która dokonała czynu zakazanego, a ja się pytam, gdzie jest mężczyzna, który też jest odpowiedzialny za to?! Kobieta o tym nigdy nie zapomni, zawsze to będzie częścią jej życia i będzie miało na nią wpływ. I to chyba jest największa kara...

Zdziwiła mnie tylko jedna rzecz w tej historii: czemu Zuzka tak ciągnęła do Pawła? Po poznaniu całej układanki stało się to dla mnie mało zrozumiałe. Rozumiem, że to była jej pierwsza prawdziwa miłość, ale ... no właśnie nie rozumiem, że Zuzka nie zdawała sobie sprawy, że poświęciła wtedy coś kosztem czegoś...

Książka Pani Witkiewicz naprawdę bardzo mi się spodobała, jest mądra w każdym calu. Być może najlepiej zrozumieją ją właśnie kobiety znajdujące się w podobnej sytuacji co Zuzanna, ale być może inni też coś w niej odkryją, bo każdy z nas ma coś co może stracić... Na pewno sięgnę po kolejne powieści Pani Magdaleny, apetyt rośnie bowiem w miarę jedzenia:)

A kilka cytatów muszę przytoczyć:
 
"- Jak Ci brakowało motyli, to sobie je, kurwa, mogłaś narysować!"


'Wiesz. On raczej jest taką wygodną, swojską wysiedzianą sofą. Z licznymi plamami po kawie i pękniętą sprężyną. Ale jest mój. - Stare meble się wyrzuca - powiedziałam. - Ale nie takie. To mebel dobrej klasy. Może go już nie lubisz tak bardzo jak kiedyś, może wnerwia cię, bo sprężyna wbija ci się w tyłek. Ale każda plama ma swoją historię. Nie pozbędziesz się go, bo masz do niego sentyment. Poza tym...-dodała po chwili. - Nie miałabyś już na czym usiąść. I byłoby ci bardzo niewygodnie."

"Ta historia nauczyła mnie, że nigdy, przenigdy nie należy nikogo osądzać. Że sytuacja, z której my znajdujemy wyjście, może dla kogoś być sytuacją podbramkową i niemożliwą do pokonania. Każdy medal ma dwie strony. Z zewnątrz nie widać każdej ze stron. Gdy medal trzymamy blisko siebie, w dłoni, dokładnie możemy obejrzeć za i przeciw."

"Jednak w życiu najbardziej pożądane jest to, czego nie lubimy w dobrym kinie. Przewidywalna spokojna fabuła, która powoli prowadzi nas do przodu, bez zwrotów akcji i bez przerażających momentów jest często tak naprawdę naszą wymarzoną życiową drogą. Przekonujemy się jednak o tym dopiero wtedy, gdy dramatyczny zwrot akcji właśnie nastąpił."




wtorek, 3 października 2017

OKULARNIK - KATARZYNA BONDA

Cztery żywioły Saszy Załuskiej
Pochłaniacz || Okularnik || Lampiony || Czerwony pająk

Wydawnictwo:MUZA
Data wydania: maj 2015
Liczba stron:848
Moja bardzo subiektywna ocena: 9/10

***

To druga część tetralogii o Saszy Załuskiej – policyjnej profilerce. Fabuła, podobnie jak w pierwszej części, jest dość skomplikowana, zawiła, ma wiele wątków i szczegółów. Z jednej strony daje to duże pole do popisu, natomiast w z drugiej strony mi osobiście ciężko było śledzić wszystkie wątki i samemu dociec rozwiązania zagadki. Wiele zaś z tych wątków uważam za poboczne, wstawiane tylko jako dygresja czy nakreślenie tła, ewentualnie stworzenie odpowiedniego klimatu książki.

Sasza tym razem udaje się w odległe strony Hajnówki, gdzie w zakładzie psychiatrycznym chce odnaleźć Łukasza Polaka. Szybko zostaje zamieszana w prowadzone przez policję śledztwo, sama także pomaga poprzez stworzenie profilu sprawcy. W pewnym momencie sama zostaje wplątana w całą intrygę, kilka razy dość przypadkowo znajduje się w centrum najistotniejszych wydarzeń, przez co zostaje jedną z głównych podejrzanych, ponieważ policja sceptycznie podchodzi do tej czystej przypadkowości. Miejsce ma wiele niespodziewanych zbrodni i zaginięć. Są także sprawy z przeszłości, które teraz również są ważne i mają wpływ na dziejącą się teraźniejszość. Autorka przedstawia nam sfabularyzowane dzieje pogromu wsi białoruskich. To kawałek historii, o którym warto pamiętać. To wątki o tyle szczególne, że dotyczą historii rodziny samej autorki. Samo miejsce akcji, to rodzinna miejscowość Katarzyny Bondy. Autorka pokazuje nie tylko zwyczaje tych ludzi, ale także ich mentalność i sposób bycia, funkcjonowania na co dzień. Ale umieszczając akcje w takiej małej mieścinie pokazuje też sposób funkcjonowania małych społeczności, gdzie każdy każdego zna, obcy nie są dopuszczani do żadnych tajemnic tutejszych.

Czytając tą część odniosłam troszkę wrażenie, że nasza bohaterka Sasza jest lekko zagubiona, ma problem sama ze sobą, czasem nawet denerwowało mnie jej zachowanie, lekko infantylne i niestety mało profesjonalne. Tym razem zrobiła na mnie dość kiepskie wrażenie. Dopiero pod sam koniec powieści zaczęła nabierać zdecydowania i determinacji w działaniu.

Generalnie to fajny, ciekawy kryminał, wart przeczytania, do pogłówkowania i próby zgadnięcia samemu kto za czym stoi. Niebanalna propozycja na jesienne i zimowe wieczory! Warto także podkreślić, że autorka pisząc tą powieść dokonała olbrzymiej pracy związanej ze zbieraniem historycznych informacji na temat przeszłości tego regionu. Zapewne spędziła wiele godzin czytając akta IPN, słuchając opowieści starszych pokoleń na temat przeszłości. Jest to jedynie powieść fabularna, jednak wątki dotyczące przeszłości pozwalają czytelnikowi w sposób sfabularyzowany poznać dzieje Polaków i Białorusinów z tamtych stron (a według mnie takie poznanie historii zostaje w pamięci czasem o wiele wiele dłużej).

czwartek, 28 września 2017

MAGNOLIA - GRAŻYNA JEROMIN-GAŁUSZKA

Magnolia [Prószyński i S-ka]
Magnolia || Długie lato w Magnolii || Bardzo długie przebudzenie

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: maj 2013
Liczba stron:384
Moja bardzo subiektywna ocena: 7/10

***

"Magnolia" to książka, którą (przyznam się bez bicia) wybrałam ze względu na okładkę. I zaczęłam czytać. Początek w ogóle nie przypadł mi do gustu, a wręcz przeciwnie - zaczęłam się potwornie nudzić. Był nawet moment, że stwierdziłam, że jednak oddam ją do biblioteki i zapomnę szybciej niż wrócę do domu (a do biblioteki mam zaledwie 5 minut spacerkiem!). Ale stała się wtedy rzecz niezwykła - książka zaczęła mnie coraz bardziej pochłaniać, historie w niej opisane zaczęły coraz bardziej wciągać, a za chwilę już chciałam wiedzieć jakie będą miały zakończenie.

Filip to zawodowy pilot, zawsze elegancki, zadbany, przystojny mężczyzna, który uprawia swój zawód z pasją i oddaniem. Perfekcjonista w każdym calu, wszystko zawsze musi być odpowiednio dobrane i dopracowane w najmniejszym szczególe. Któregoś dnia wraca jednak do domu, a tam zastaje żonę, która oświadcza mu, że wyprowadza się, ona nie chce tak dalej żyć, ma dosyć tego uporządkowanego świata i chce dziecka, na które on uważa, że jeszcze mają czas. Tego samego dnia odbiera swoje wyniki badań, które nie są dobre, więc nie będzie też mógł już latać. Wtedy Filip siada na huśtawce przed domem i dostaje zawału. Po powrocie ze szpitala postawia jednak opuścić dom, pakuje się i wyjeżdża w nieznane. Jedzie po prostu przed siebie. Dojeżdża do opuszczonej stacji kolejowej, gdzieś w Bieszczadach, a tam od nieznajomego gościa, ot tak kupuje stary pensjonat Magnolia. Tam poznaje cztery kobiety: Czesię, która świetnie gotuje i właściwie utrzymuje to miejsce w ryzach, Marlenę, która codziennie przychodzi na kawę, Olgę, która przywozi świeże warzywa, Doris, która zjawia się kilka dni przed świętami oraz dziewczynkę Tuśkę, która poszukuje nowych książek do czytania, a do Magnolii przyjeżdża po resztki dla psów. Każda z tych kobiet ma swoją osobną historię, każda z nich jest wyjątkowa. Ale razem potrafią godzinami gadać o głupotach i pierdołach, ciągle się przekamarzają, dyskutują, niby sobie dogadują, ale w gruncie rzeczy nawzajem się o siebie bardzo troszczą. To taki swoisty rodzaj przyjaźni. Filipa czasem potrafią tym gadaniem zirytować, niby się denerwuje na nie, ale w gruncie rzeczy są one dla niego naprawdę bardzo, bardzo ważne.

Po przeczytaniu całości uważam, że warto było jednak dokończyć czytać tą historię. Na pewno chcę przeczytać drugi tom i znowu spotkać się z tymi czterema jakże zwykłymi kobietami i czarującą dziewczynką. Naprawdę uważam, że ta przygoda była całkiem udana. Może to nie jest książka, w której akcja pędzi i gna, ale ma w sobie coś czarującego i ujmującego. Ostatnio ciągle trafiam na książki, które zmuszają do refleksji i tak też jest tutaj. Człowiek zaczyna zastanawiać się nad życiem, które pędzi nieubłaganie. Czytając tą książkę miałam wrażenie jakbym była takim biernym obserwatorem w tym pensjonacie, jakbym siedziała gdzieś w najdalszym kąciku sali, piła kawę jak  Marlena, słuchała ich potyczek słownych i czuła zapach pieczonej kaczki czy sosu grzybowego. I powtarzając za Czesią: "a żebyś się nie zdziwiła", że to może być prawdą:)

Przede wszystkim ważni są tutaj bohaterowie. Głównym jest oczywiście Filip. Ale nie on tutaj gra pierwsze skrzypce. To kobiety tutaj dyrygują, to one powodują, że akcja idzie na przód. Każda z nich jest inna, ale każda jest charyzmatyczna, niesamowita, mająca osobowość.
Czesia to wspaniała kucharka, która potrafi z niczego wyczarować w kuchni coś. Ma niesamowity zapał do pracy. I niespożyte siły. To właściwie ona utrzymuje Magnolię w ryzach. I ma niesamowicie cięty język, jej poczucie humoru od razu przypadło mi do gustu. Czesia posiada nieliczną rodzinę: mąż zmarł zbyt wcześnie, synowie szybko opuścili dom rodzinny i wyjechali, została jedynie babcia Klara, która umiera, a przed śmiercią ma do przekazania tajemnicę.
Marlena, to taka typowa kobieta pracująca. Pałała się już w życiu kilku prac: policjantki, psychologa więziennego, właścicielki biura detektywistycznego. Jednak w żadnej z tych prac się nie odnalazła. Na policji nie mogła patrzeć jak jeden z drugim biją niewinnego noworodka, w pracy w więzieniu rozmawiała ze skazanymi wiedząc, że jak wyjdą na wolność, to i tak wrócą do swojej przeszłości, pracując w biurze detektywistycznym tropiła jedynie niewiernych małżonków. To wszystko spowodowało u niej żal, gorycz, dołującą świadomość, że ona nie jest w stanie tu nic zaradzić. W Magnolii pije kawę, a później bardzo zajęła się sprawą Tuśki.
Olga to kobieta bardzo dzielna, opiekuje się swoim dużo starszym od siebie mężem, który przeszedł wylew i został częściowo sparaliżowany. Jednak w jego przypadku to brak chęci do życia bardziej go paraliżuje. Olga zajmuje się wszystkim w domu i na gospodarce. Do Magnolii codziennie przywozi świeże warzywa i owoce. Filipa ujmuje przede wszystkim swoim urokiem, zawsze jest piękna, zadbana, uśmiechnięta.
Doris przyjeżdża do Magnolii tuż przed świętami. W oczy rzuca się głównie jej strój - cała w różnych odcieniach różu. Innym razem pojawia się cała w błękicie. Pierwsze dni Doris śpi do południa, kiedy to schodzi na śniadanie dopiero w porze obiadowej. Z czasem jednak zaczyna pomagać w Magnolii przy sprzątaniu pokoju, zaczyna sadzić wszędzie kwiaty, przygarnia też wyjątkowo brzydkiego psa Absurda. W Bieszczady przyjechała z z trzema walizkami i jak się później okazało w jednej z nich miała same pieniądze. Niedługo też wyjaśnia tajemnicę tych pieniędzy i opowiada swoją historię.
Tuśka to dziewczyna, która wszystkich pyta czy mają jakieś książki do czytania. Przychodzi codziennie po resztki dla psów. Jednak z czasem prawda wychodzi na jaw i wszyscy dowiadują się o jej prawdziwej sytuacji domowej. Wtedy wszyscy nasi bohaterowie angażują się w pomoc dziewczynce.

Historie tych kobiet powodują, że troszkę zwalniamy, zaczynamy myśleć, zastanawiać się. Chciałoby się przenieść do tej Magnolii, odetchnąć razem z nimi tym świeżym, jesiennym powietrzem, popatrzeć w góry (tych gór było tylko tu za mało!). Książka ma swoją "melodię", mi było ciężko na początku ja uchwycić, ale później jak już dałam się ponieść, było bardzo sympatycznie. Akcja książki jest niespieszna, zmusza nas troszkę do zwolnienia tempa, ale właśnie o to chodzi. Zaskoczyło mnie jednak zakończenie, niekoniecznie tego się spodziewałam. Ale cóż, może tak musiało być?! Zakończenie jest bowiem nietuzinkowe i przewrotne. I jest jeszcze jedna rzecz: nie wszystkie wątki moim zdaniem zostały należycie wyjaśnione. Mam nadzieję, że w drugiej części dostanę te wyjaśnienia!

A na koniec jeden cytat, który właściwie chyba oddaje klimat i przesłanie książki:

"Dziś jest o wiele ładniej niż wczoraj. Można też nazwać to prostą prawdą. Dziś ciągle trwa. Wczorajszego dnia już nie ma."


 Wyzwanie: CZTERY PORY ROKU
 

niedziela, 24 września 2017

CICHY WIELBICIEL - OLGA RUDNICKA

Wydawnictwo: PRÓSZYŃSKI I S-KA
Data wydania: kwiecień 2012
Liczba stron: 440
Moja bardzo subiektywna ocena: 10/10

***
Wyjątkowo tą książkę poznałam w formie audiobooka. To mój pierwszy przesłuchany audiobook. Więc tym bardziej podeszłam do tego z ciekawością. I podsumowując najpierw słuchowisko – to bardzo fajna alternatywa dla osób, które albo nie mogą same czytać, albo nie mają czasu lub możliwości przeczytania książki. Jeśli jednak ktoś nie ma ograniczonego dostępu do formy papierowej, to ja jednak wybrałabym właśnie papier. Ale nie mówię NIE audiobookom. To naprawdę bardzo ciekawa alternatywa, np podczas sprzątania, jazdy samochodem, czy spaceru z psem.

Podsumowując książkę to bardzo ciekawa lektura, zwraca uwagę na zjawisko określane mianem stalkingu. Wcześniej takie „prześladowcze” działania nie były określone w prawie. Teraz mamy coraz więcej przepisów, które nas przed tym zjawiskiem chronią. Jednak mimo to jest to coś co potrafi nie tylko utrudnić człowiekowi życie, ale całkowicie je zniszczyć. Doprowadza bowiem do takich skutków jak konieczność zmiany pracy, mieszkania, utrata znajomych i odsunięcie się rodziny, a to z kolei prowadzi do depresji i załamania u osoby, która padła ofiarą. I właśnie pod względem tych wszystkich wiadomości jest to bardzo pożyteczna i wciągająca książka. Pani Rudnickiej udało się zebrać dużo informacji na ten temat i przedstawić je w ciekawej formie. Pokazuje bowiem całe zjawisko od początku do końca, przedstawia możliwości walki ze stalkerem i bezradność ofiary. Dlatego powieść jest naprawdę godna poleceniu!

Natomiast co do samej treści książki. Opowiada o Julii, 25 letniej dziewczynie, która pracuje w salonie sieci telekomunikacyjnej. Julia ma chłopaka Pawła, który jednak pracuje w innym mieście i przez to spotykają się sporadycznie. Nagle w życie Julii wkracza inny mężczyzna – jej cichy wielbiciel. Zaczyna przesyłać jej do pracy kwiaty, dzwoni po kilkanaście razy na jej służbowy telefon (melodyjka tego telefonu powoli zaczyna drażnić i czytelnika, ale pewnie taki był zamysł autorki), wysyła kilkadziesiąt dziwnych, teoretycznie romantycznych smsów. Wszystkie działania tajemniczego wielbiciela zaczynają być nie tylko uciążliwe dla Julii, ale przede wszystkim dla jej otoczenia. Powoli zaczynają odsuwać się od niej znajomi, w pracy szef przestaje tolerować taką sytuację i zwalnia dziewczynę, w domu uważają, że to właściwie jej wina, bo sama go zachęcała.

poniedziałek, 18 września 2017

MIŁOŚĆ W KASZTANIE ZAKLĘTA - MONIKA A. OLEKSA

Wydawnictwo: ZYSK I S-KA 
Data wydania: marzec 2011
Liczba stron: 344
Moja bardzo subiektywna ocena: 10/10

***

Marta to 37-letnia kobieta, nie ma męża, ani dzieci, mieszka sama w mieszkaniu po babci. Gdy była mała jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym, a ona trafiła pod opiekę babci. Jednak okazało się, że babcia sama wymagała opieki i wtedy Marta trafiła do domu dziecka. Teraz pozostała sama. Uczyła w szkole języka angielskiego. A jej jedyną rodziną był przyjaciel Adaś i jego rodzice, a później i żona. Marta codziennie wraca ze szkoły przechodząc parkiem. Tam zauważa mężczyznę, który siada na ławce naprzeciw posągu łabędzia. A w jego oczach widać jedynie ból i smutek. Marta powoli zaczyna interesować się Panem Posągowym, jest ciekawa jego historii. Pewnego dnia w parku dochodzi do wypadku: rowerzysta potrąca małą dziewczynkę. Na szczęście na miejscu są przypadkiem i Marta, która od razu pomaga matce dziecka i Piotr - Pan Posągowy, który okazuje się lekarzem i szybko udziela dziewczynce pierwszej pomocy i wzywa pogotowie. Tak zaczyna się ich znajomość. Marta powoli zaczyna poznawać przeszłość Piotra, dowiaduje się, że rok temu ten mężczyzna stracił żonę, która przegrała walkę z chorobą. Ale okazało się także, że ma dwuletniego syna, który tak bardzo przypomina swoją mamę, że Piotr nie jest w stanie się nim opiekować i oddaje go pod opiekę sióstr zakonnych do Rubinowa. Marta kilka razy odwiedza tam dzieci, pomaga siostrom, nawet spędzam tam święta Bożego Narodzenia. Tam czuje się potrzebna, czuje się kochana. Piotr nie potrafi jednak pogodzić się ze śmiercią Marii, odtrąca bliskich, syna, nie chce lub nie umie być dla niego rodziną, ucieka za to w pracę i działa jak na autopilocie. Pojawia się także pierwsza miłość Piotra - pani doktor Barbara, która za wszelką cenę próbuje na nowo podbić serce Piotra.

Zabierając się za tą książkę miałam nadzieję na ciepła, miłą opowieść, na taką lekką, jesienną opowieść o miłości. Dostałam jednak poważną historię z wieloma wątkami ważnymi i trudnymi. Od razu powiem, że książkę pochłonęłam praktycznie na raz, właściwie nie potrzebna była ani razu zakładka, bo kartki tak szybko się przewracały! W kilku momentach książki potrzebne były chusteczki i musiałam wziąć głęboki oddech ze wzruszenia. To piękna opowieść o trudnym momencie śmierci najbliższej rodziny, próbą dalszego życia bez ukochanej osoby, odnalezienia dalej celu życia i przede wszystkim odzyskania uśmiechu na twarzy, tak żeby nie mieć wyrzutów sumienia. Piotr na nowo próbuje ułożyć sobie życie, na nowo próbuje nauczyć się żyć, stara się także odnaleźć w roli ojca w czym bardzo pomaga mu Marta. Pomaga mu, a właściwie go tego uczy. Jego decyzja o oddaniu syna do domu dziecka jest bardzo kontrowersyjna i budzi ogromny sprzeciw. Mnie też bardzo się to nie podobało, jednak nie mnie oceniać, nie wiemy jakbyśmy zachowali się na miejscu Piotra, dopóki sami byśmy nie przeżyli takiej sytuacji. Później było widać, że się stara, a Marta mu w tym bardzo bardzo pomogła. Wręcz nakłoniła go do spróbowania bycia ojcem dla Miłosza, uświadomiła mu jak bardzo chłopiec potrzebuje ciepła rodzinnego domu i zapewnienia poczucia bezpieczeństwa. Mnie bardziej zbulwersowało zachowanie Piotra w stosunku do Marty, gdy ta przekazała mu informacje, że jest w ciąży. Oj przeklęłam wtedy pod nosem! I zła byłam, że już pod koniec facet wywija taki numer!

Marta natomiast stara się być z Piotrem, ale ma utrudnione zadanie, bo Piotr cały czas pamięta i wspomina o Marii, wszystko wokół mu o niej przypomina. Marta zatem nie chce być zamiast Marii, tylko obok. Wie, że nigdy nie zastąpi Marii i nie chce tego, ale potrzebuje od Piotra sygnału kim dla niego jest. Robi to naprawdę z wielkim wyczuciem i taktem. A w przypadku Piotra jeszcze z dużą cierpliwością!

Pokazana jest tu także bardzo fajnie przyjaźń pomiędzy Martą a Adasiem i Agnieszką. I ten wątek można by nawet rozwinąć na osobną powieść, bo uważam, że ma duży potencjał. Przyjaźń to troszczenie się bowiem o drugą osobę, ale trzeba zachować pewne granice. Adam tak bardzo martwi się o Martę, że nie pozwala jej przeżyć jej własnego życia popełniając błędy, a z drugiej strony przez to swoje zamartwianie się przyjaciółką i jej losami, sam zaniedbuje swoją żonę. Dobrze, że w tym przypadku żona była dość wyrozumiała!

Książka mówi jeszcze o samotności. O samotności w wielu odcieniach: samotności człowieka gdy nie znalazł jeszcze swojej drugiej połówki, samotności dziecka w domu dziecka, potrzebie bliskości, ciepła rodzinnego, potrzebie przytulania, głaskania i poczucia bezpieczeństwa, samotności po stracie bliskiej osoby. O samotnych wieczorach, pustych ścianach mieszkania, samotnych spacerach, a nawet gotowaniu dla jednej osoby.

Książka bardzo mi się podoba, cieszę się, że trafiłam na nią w bibliotece. Przeczytałam ją naprawdę jednym tchem, jednak żeby napisać o niej kilka słów musiałam odczekać dwa dni. Odczekać, żeby ochłonąć, przemyśleć, może troszkę "przetrawić". Piękna i mądra to opowieść. Pomimo, że bije z jej kart smutek, to pozostawia troszkę nadziei. Daje dużo do myślenia, zmusza do refleksji. Ta książka to raczej opowieść, Marta doświadcza wielu dziwnych zbiegów okoliczności, w które trudno uwierzyć. Ja wierzę, że wszystko co się dzieje jest po coś. Ale w książce mamy to właściwie pokazane dość konkretnie i tych zbiegów okoliczności jest za dużo w za krótkim czasie. Dlatego uważam, że trzeba to potraktować bardziej jak jakąś metafizykę i znaki, na które trzeba przymknąć nieznacznie oko. W książce jest także dużo odniesień do Boga i religii. Jednak jest to bardzo fajnie przedstawione i pokazane w taki sposób, że mi osobiście odpowiadało. Uważam, że Autorka zrobiła to ze smakiem i taktem.A książka rozbudziła na tyle moje zainteresowanie, że na pewno planuję sięgnąć po kolejne lektury Pani Autorki:)


Wyzwanie: GRA W KOLORY 










 Wyzwanie: CZTERY PORY ROKU
 

czwartek, 14 września 2017

PAX - SARA PENNYPACKER

Wydawnictwo: IUVI
Data wydania: październik 2016
Liczba stron: 296
Moja bardzo subiektywna ocena: 9/10

***

Pax to lisek, Peter to chłopiec. Oboje stanowią nierozłączną parę. Pewnego dnia jednak okazuje się, że ojciec chłopca zostaje powołany do wojska, gdyż istnieje zagrożenie wojną. Chłopiec musi zatem przeprowadzić się do dziadka, który mieszka spory kawałek od nich. Lisek natomiast, pomimo protestów Petera zostaje wypuszczony do lasu i pozostawiony tam sam. Dla obojga z nich jest to szok, oboje nie potrafią się w tym odnaleźć. Chłopiec ma wyrzuty sumienia, że nie potrafił zaopiekować się swoim liskiem, za którego czuje się odpowiedzialny. Lisek natomiast jest strasznie zagubiony w lesie, nie wie co się z nim dzieje, próbuje odnaleźć się w brutalnej codzienności. Musi na nowo nauczyć się żyć i walczyć o przeżycie. Lisek w lesie poznaje inne lisy, z którymi się zaprzyjaźnia. Jest Nastroszona, która nie ufa Paxowi, bo ten śmierdzi ludźmi, jest jej młodszy brat Chuderlak, który uwielbia się bawić z Paxem, ale i w trudnej sytuacji przynosi Paxowi kilka przepiórczych jajek do zjedzenia, jest Szary, stary lis, który podejmuje z Paxem wędrówkę. Peter natomiast musi nauczyć się wielu nowych rzeczy. Gdy zostaje skaleczony w nogę, trafia do starego domku na odludziu, gdzie poznaje Violę, inwalidkę wojenną. Oboje zawierają ze sobą umowę i przez to pomagają sobie nawzajem.

Narratorami na przemian jest chłopiec i lisek. Więc równocześnie możemy śledzić losy i jednego i drugiego. To bardzo pomysłowy zabieg, szczególnie z perspektywy liska. Możemy bowiem dowiedzieć się co lisek myśli i jak się czuje. Tylko ostatnia scena książki, gdzie (troszkę zdradzę) chłopiec spotyka się z liskiem jest przedstawiona jedynie z poziomu chłopca. A szkoda, bo właśnie tutaj ciekawiło mnie też jak to lisek odebrał:) 

Ta książeczka kierowana jest do dzieci. Zanim ją kupiłam, słyszałam, że jest o przyjaźni i wolności, że jest wzruszająca i chwytająca za serce. Dlatego zamówiłam, chciałam ją przeczytać ze swoją Córą. Po przeczytaniu jednak uważam, że książeczka (moim zdaniem) skierowana jest bardziej do tych starszych dzieci. Przede wszystkim dlatego, że jest w niej dużo opisów, mniej dialogów i młodsze pociechy mogą się najzwyczajniej nudzić. Poza tym tematyka tej książeczki jest bardzo poważna. To przede wszystkim pozostawienie liska samego w lesie i rozstanie przyjaciół jest bardzo emocjonalne i smutne. Chłopiec płacze, lisek nie wie co się dzieje, młodsze dziecko może po prostu tego nie rozumieć. Do tego dochodzi temat wojny, do której szykują się ludzie. Wybuchy bomb, przewody elektryczne w lesie, obozowisko żołnierzy to też tematy trudne do poruszenia z przedszkolakiem. Ale starszym dzieciom lub dorosłemu czytelnikowi jak najbardziej książeczkę polecam. Widzimy przede wszystkim jak zwierzątka muszą sobie radzić na wolności. Widzimy jak zwierzątko, które było dotychczas udomowione jest bezradne w dzikim lesie. Gdyby nie pomoc Nastroszonej, Chuderlaka i Szarego nasz lisek zdechłby z głodu, nie umiał polować, nie wiedział gdzie szukać i jak szukać pożywienia i kryjówek. Widzimy też jak zwierzątka nawzajem bronią się i dbają o siebie. Mają swój kodeks honorowy i zawsze postępują według jego reguł. Do tego zwierzęta mają proste zasady, nie kombinują jak ludzie, nie są podstępni i przebiegli. To rzeczywiście piękna i wzruszająca opowieść. Smutna, ale dająca dużo do myślenia. Ucząca odpowiedzialności: jeśli bowiem bierzemy do domu zwierzątko, to musimy się nim do końca opiekować, to nasz obowiązek i nie ma odstępstw. Bo to wtedy my jesteśmy dla tego zwierzątka całym światem!



Wyzwanie: GRA W KOLORY 









Wyzwanie: CZTERY PORY ROKU