wtorek, 25 września 2018

ZADZWOŃ, KOCHAM CIĘ - ANNA ZGIERUN-ŁACINA

Wydawnictwo: NASZA KSIĘGARNIA
Data wydania: sierpień 2017
Liczba stron: 320
Moja bardzo subiektywna ocena: 9/10

***

Ta książka odleżała jakiś czas na półce czekając na swoją kolej. Ale i na nią w końcu przyszła pora. To moje pierwsze spotkanie z twórczością Pani Anny Łaciny, więc nie za bardzo wiedziałam czego mogę się spodziewać. A jedyne co wiedziałam, to to, że czeka mnie opowieść o miłości…

Weronika i Wawrzyniec spotykają się podczas burzy, gdy próbują pomóc starszemu mężczyźnie dotrzeć do jego domu. Szybko okazuje się, że znają się, a poznali się już w przedszkolu. Jednak teraz mając po 18 – 20 lat zaczynają nieco inaczej patrzeć na siebie. Ich uczucie szybko przeradza się w silną więź, a każde rozstanie wiąże się z uczuciem tęsknoty. Na początku spędzają kilka wspólnych dni u wujostwa Weroniki w Gdyni. Później on zaczyna pracę i nie ma dla niej czasu, a ona wyjeżdża z mamą i bratem do Nicei na wakacje.

Autorka akcję powieści umieściła w centrum rzeczywistych wydarzeń z lipca 2016 roku, a więc zamachów terrorystycznych w Niemczech czy we Francji oraz Światowych Dni Młodzieży. Nasi bohaterowie przeżywają te wydarzenia na swój sposób, w zależności od tego, gdzie akurat się znaleźli. Mamy tu więc spojrzenie na te wydarzenia z pozycji bezpośredniego uczestnika, jak i osoby, której najbliższe osoby są zagrożone. Z jednej strony opisane są tu takie czucia takie jak strach, rozpacz, przerażenie, obawa o siebie czy o najbliższych. Książka pokazuje jak bardzo ważne w takich momentach naszego życia jest wsparcie rodziny i bliskich nam osób. Pokazuje także, że miłość to nie zawsze piękne, romantyczne chwile, że nie zawsze jest kolorowo. Miłość to też troska o drugiego człowieka, strach czy niepewność, gdy nie wiemy co się z nim dzieje. Rogaliki z konfiturą, które pewnego razu zrobiła Weronika (a zamiast cukru dodała sól) są pięknym symbolem tego właśnie jaka jest miłość, bo nie zawsze są one słodkie, czasem mają słodko-słony smak. Samo ciasto jest może słone, ale w środku jest konfitura, która jest słodka i ona sama jest wspomnieniem pięknych chwil i podkreśleniem uczucia między dwojgiem ludzi.

Ogromnym plusem książki jest to, że bardzo polubiłam naszych bohaterów, ich wzajemne rozmowy, wymiany smsów zawsze wywoływały u mnie uśmiech na twarzy. To sprawiło, że z wielką ochotą siadałam do książki, aby poznać dalsze ich perypetie. Dla mnie to bardzo ważne, ponieważ wręcz nienawidzę, gdy nie polubię bohaterów. Każdy z bohaterów jest wyjątkowy, ma swój sposób patrzenia na świat, swoje problemy czy tajemnice.

Mamy tutaj także wątek problemów w związku. Szczególnie istotna jest rozmowa mamy Weroniki z ciotką Danką, podczas której pada wiele różnych mądrych rad. Ciotka Danka bowiem z własnego doświadczenia wie niektóre rzeczy i przestrzega przez popełnieniem błędów swoją siostrę. Później widzimy jak Weronika analizuje te rady i sama zastanawia się nad wcieleniem ich w życie w swoim przypadku. Zastanawia się jaki jest jej język miłości, a jaki Wawrzyńca?! czy powiedziała mu ostatnio coś miłego?! czemu się na niego złościła jak wrócił radosny do domu, a ona miała wtedy zły humor?!

Książkę czyta się niespiesznie, ma swój, dość specyficzny styl. Od czytelnika wymaga troszkę skupienia, zwłaszcza na samym początku, gdy zapoznajemy się dopiero z bohaterami. Ale to też nie jest coś, to przeszkadzało mi w jej odbiorze, czy powodowało moje mniejsze zainteresowanie. Nie, po prostu lektura ta ma swoją "melodię", swój rytm... Poza tym Autorka dość nieznacznie i delikatnie zahacza o temat wiary, Boga i religii - Wawrzyniec uczestniczy w Światowych Dniach Młodzieży i gości u siebie Filipińczyków. To pozwala jej na wytłumaczenie niektórych kwestii poprzez pryzmat religii. Moim zdaniem zrobiła to w bardzo nienachalny, acz klarowny sposób. Dlaczego o tym wspominam? Ponieważ jakiś czas temu przeczytałam "Chatę" W.P.Young, która w całości poświęcona była kwestiom religijnym i Bogu. Jednak niektóre kwestie Pani Łacina przedstawiła krócej, prościej i logiczniej niż Autor "Chaty". Że tak powiem: "o niebo lepiej":)

"Zadzwoń, kocham Cię" to bardzo mądra książka, pobudzająca do myślenia i zastanowienia się nad byciem z kimś związku i miłością między dwojgiem ludzi. Z wielką przyjemnością sięgnę zatem po inne książki Pani Łaciny i poznam jej pozostałą twórczość😊




Wyzwanie: 2 w 1








Wyzwanie: ZATYTUŁUJ SIĘ








wtorek, 11 września 2018

CIEŃ BURZOWYCH CHMUR - EDYTA ŚWIĘTEK

Spacer Aleją Róż
Cień burzowych chmur || Łąki kwitnące purpurą || Drzewa szumiące nadzieją || Szarość miejskich mgieł || Powiew ciepłego wiatru

Wydawnictwo: REPLIKA
Data wydania: luty 2017
Liczba stron: 352
Moja bardzo subiektywna ocena: 10/10

***

Ostatnimi czasy poznałam wielu nowych i do tego naszych polskich, rodzimych Autorów. Cieszę się tym bardziej, bo mamy się czym pochwalić! "Cień burzowych chmur" to zatem moja pierwsza przeczytana książka Pani Edyty Świętek, pierwszy tom serii "Spacer Aleją Róż". I powiem tak: historia zauroczyła mnie już od pierwszych stron! Właściwie pierwszy raz miałam okazję czytać tego typu książkę - tak mocno osadzoną w danym czasie i przedstawiającą tak mocno realia wtedy panujące jakimi są zmiany ustrojowe i społeczne po II wojnie światowej.

Mamy rok 1949. Tuż po wojnie. Rodzina Szymczaków to matka, ojciec, który zginął na wojnie i sześcioro rodzeństwa: Bronek (najstarszy z rodzeństwa, który teraz dba i chroni pozostałych jak głowa rodziny), Leszek (opuścił dom rodziny, ponieważ wyjechał do wojska), Jędrek (najmłodszy z braci), Dorotka (to ona z rodzeństwa odniosła najgorsze rany podczas wojny, została wielokrotnie zgwałcona, skatowana, okaleczona nie tylko fizycznie, ale i psychicznie, stąd teraz jest wycofana i skryta), Krystyna (swoje szczęście upatruje w zamążpójściu, najlepiej za bogatego i wpływowego kandydata) oraz Julka (tej z kolei wcale nie spieszy się do zamążpójścia, marzy o opuszczeniu wsi i poznaniu większego świata). Gdy po wojnie Szymczakowie cieszą się, że udało im się przetrwać wojnę, nie tylko w większości przeżyli, ale jeszcze uratowali ojcowiznę, okazuje się, że zaczyna się proces wywłaszczania chłopów. Ich ziemia zostaje im zabrana na rzecz państwowych spółdzielni i wspólnego dobra. Wówczas Bronek nie mający perspektyw na wsi, wyrusza w podróż do Nowej Huty, gdzie zaczyna pracę przy budowie nowego miasta. Tam z kolei jest świadkiem propagandy jaka jest szerzona wśród robotników, poznaje najsłynniejszego przodownika pracy, bierze udział w wyrabianiu normy.

Narracja jest wyjątkowa. Wynika to przede wszystkim z tego, że idealnie odzwierciedla czasy jakich dotyczy. Przede wszystkim język jakim posługiwali się ówcześni ludzie i sposób ich myślenia. Ten oryginalny sposób snucia tej opowieści ułatwia nam przeniesienie się w tamten odległy czas, którego my nie znamy. To pozwala nam poczuć wręcz tamten klimat, atmosferę panującą najpierw na wsi, w domu rodzinnym Szymczaków, a później w Nowej Hucie, gdzie ludzie żyją w wielkim skupisku, w barakach i często we wspólnych izbach.

Muszę zwrócić uwagę, że Autorka wykonała sporo pracy, aby zebrać odpowiedni materiał do tej książki. Przez wiele lat mieszkała w Nowej Hucie, co ułatwiło jej tylko gromadzenie materiałów. Mamy tu bardzo rzetelnie i drobiazgowo przedstawioną historię. Pani Świętek drobiazgowo zadbała o szczegóły, które pojedynczo może nie są tak istotne, ale w całości tworzą spójną i harmonijną kompozycję. I ten ogrom włożonej tu pracy od razu widać. Moim zdaniem trzeba to docenić. Poza tym to sprawia, że książka staje się czymś więcej niż tylko fikcją literacką. Za jakiś czas po jej przeczytaniu oczywiście zapomnimy dokładne losy bohaterów, ale ogólny klimat i całokształt na pewno zapadną nam na dłużej w pamięci. Zawsze będziemy wspominać czar i urok książki. To także świetny sposób na poznanie historii naszego kraju, bo taką zbeletryzowaną opowieść o wiele lepiej zapamiętamy, niż suche fakty jakich uczono nas w szkole. A Autorka idealnie wplotła losy bohaterów w rzeczywiste wydarzenia jakie kiedyś miały miejsce. Oprócz tego książka stała się dla mnie impulsem, sama zaciekawiłam się losem swojej rodziny: jak moja Prababcia i Babcia z Dziadkiem przeżyli ten ciężki czas… I z wielkim zaciekawieniem wysłuchałam tych wspomnień.

Książka pokazuje nam także jak ważna jest w życiu rodzina i jedność w niej. Jak wielokrotnie bowiem potrzebujemy jej wsparcia i pomocy. Dla mnie tutaj taką opoką rodziny był wprawdzie Bronek, który dbał o wszystkich i niejako bronił ich „na zewnątrz”, ale także Dorotka, która zawsze służyła dobrym słowem, pocieszeniem, zrozumieniem, radą, była dobrym duchem tego domu. Edyta Świętek zwraca nam też uwagę jak ważne jest rozmawianie, nie bazowanie na domysłach, bo one czasem są bardzo mylne. Czasem nawet to co zobaczymy może być złudne, dopowiemy sobie coś, dobudujemy swoją wersję wydarzeń, więc nie powinniśmy na bazie tego podejmować decyzji. Zawsze trzeba się upewnić, porozmawiać, dowiedzieć. Przykładem tutaj może być chociażby relacja Bronka z Bogusią (gdzie takie niedopowiedzenia miały miejsce kilka razy) i nastawienie Krystyny do Julki.

"Cień burzowych chmur" jest wyjątkową książką, oryginalną, bogatą, ciekawą. To prawdziwa lekcja historii! Wprawdzie czytało mi się ją niespiesznie (sama nie wiem czemu, może przez początek roku szkolnego, w który tym razem wkraczamy z naszą Córą?! może przez to, że czas na czytanie mam dopiero bardzo późnym wieczorem, a rano 5.30 trzeba wstawać?! ), ale od razu mnie zaciekawiła, wciągnęła w swój świat, jednym słowem zaczarowała. Idealnie będzie nadawała się na nadchodzące jesienne wieczory. Nie zastanawiajcie się zbyt długo, tylko dorwijcie swój ulubiony kocyk, zróbcie gorące kakao lub zaparzcie aromatycznej herbaty, bo zaczytacie się na pewno! Ja już nie mogę doczekać się tomu drugiego, bo zdecydowanie mam na niego ochotę. Niestety kolejka w bibliotece jest, a to też o czymś świadczy, prawda?:) W końcu muszę dowiedzieć jak dalej radzili sobie Szymczakowie, a szczególnie będę kibicować Bronkowi, Julce i Dorotce😊





Wyzwanie: 2 w 1