Data wydania: czerwiec 2024
Liczba stron: 364
Moja bardzo subiektywna ocena: 10/10
***
Maria Skłodowska-Curie była niesamowitą kobietą. Przede
wszystkim była genialnym naukowcem, geniuszem. Efektem tego są dwa noble
i to z dwóch różnych dziedzin: fizyki i chemii. Ale nie tylko w nauce
miała ogromny wkład. To kobieta, która także walczyła o prawa kobiet!
Ile musiała mieć odwagi i pewności siebie chociażby prowadząc pierwszy
wykład jako kobieta! jako pierwsza kobieta zdobyła też prawo jazdy. W
podróż poślubną pojechała z Pierrem rowerami, a tu też trzeba zwrócić
uwagę, że jazda kobiety na rowerze nie była codzienna...
Była niesamowita, odważna i genialna. Książka "Alchemia", to zbeletryzowana jej biografia, ale przedstawiająca jej dwa etapy w życiu. Pierwszym jest okres kiedy mając 18 lat wyjeżdża z domu i pracuje w Szczukach jako guwernantka, a tam zakochuje się i przeżywa swoją pierwszą prawdziwą miłość. Drugim jest okres tuż przed odebraniem drugiej nagrody Nobla, kiedy zostaje oskarżona o romans z Paulem.
Autorka nie tylko zgromadziła wiele ciekawych faktów o Marii, ale dokonała przy okazji fantastycznej rzeczy: spowodowała, że poznaliśmy nie tylko suche fakty o noblistce, ale starała się ona dla nas prawdziwą kobietą, która przede wszystkim pragnęła kochać i być kochaną.
A podsumowując: nie pamiętam kiedy czytałam tak genialną książkę!
***
Wybrane cytaty:
Słowa zostają w człowieku na długo. Pamięć obrazów z czasem eroduje, blaknie, ale słowa zostają. Dlatego lepiej milczeć.
Nauka - jedyna miłość, której nikt nigdy jej nie odbierze: ona da jej siłę, dzięki niej martwe serce wciąż będzie pompować krew.
Idzie szybko, nie oglądając się na boki. Paul często się śmieje, że już z daleka rozpoznaje niecierpliwy, nerwowy chód Marie. Że gdy się porusza, sprawia wrażenie, jakby nie dotykała stopami ziemi.
Jest pani, droga Marie, ucieleśnieniem wszystkiego, czego ci mali duchem ludzie się obawiają: postępu, emancypacji i rewolucji społecznej. Dlatego oszczędzą Langevina, a całą winą będą próbowali obarczyć panią.
Prasa tygodniami wyzłośliwiała się wówczas na jej temat, przedstawiając jako żądną apanaży, nagród i honorów karierowiczką. Bo czy to nie skandal, że jako kobieta - a do tego cudzoziemka! - madame Curie postanowiła naruszyć monolit elitarnej męskiej organizacji, jaką jest Francuska Akademia Nauk? Szok i niedowierzanie!
A przecież pragnęła tylko kochać i być kochaną. Głupia, głupia Mania. Chciała być równa mężczyźnie.
Marie kocha wodę, kocha pływać, kłaść się na powierzchni i unosić bezwolnie na falach, patrząc w niebo.
One są Francuzkami. Tu jest ich cały świat. Wychowałam je według tutejszych zasad, bez kompleksów i całej tej naszej słowiańskiej bogobojności, religijności, zabobonów. Nie chcę, żeby były grzecznymi panienkami, które są ograniczone konwenansami. Nie chcę, by były takie jak ja kiedyś - potulna panna Mania, ugruntowana w cnotach niewieścich.
Dzień wcześniej wstała z silnym przeczuciem, że jednak przetrwa tę katastrofę - pierwsza zasada: nigdy nie dać się pokonać ani przez ludzi, ani przez wypadki losu.
Zabieg redakcji odbiera jako kuksaniec, drobną, chociaż bolesną uszczypliwość: madame Curie ma kochanka, trzeba zatem ukarać niegrzeczną madame! Albo przynajmniej utrzeć jej nosa, umieszczając informację o wyczynie, którego nikt dotąd nie dokonał - o drugim Noblu przyznanym tej samej osobie - na czwartej stronie.
Marie uważa, że nic tak nie zabija w dziecku miłości do nauki jak przymus, dlatego szybko kończą. Woli, by córka, zamiast marnotrawić czas i energię na kolejne równania, coś jej zagrała. Byle wesołego.
Czajnik zaczyna śpiewać falsetem, więc Marie przeprasza przyjaciół i przechodzi do kuchni. Parzy herbatę, kroi ciasto przywiezione ze Sceaux, które sama upiekła - nie lubi i nie potrafi gotować, nauczyła się zaledwie kilku potraw, gdy wyszła za Pierre'a. Zamierzała zostać idealną panią dom, chociaż tego nie oczekiwał. No i średnio jej to wychodziło, bo zamiast mieszania zup wolała mieszać blendę uranową. Mistrzostwo osiągnęła wyłącznie w smażeniu konfitur, co czyni każdego lata. Zauważyła jednak, że takie proste czynności to doskonały sposób na zebranie myśli.
Chciałaby mu powiedzieć, że Boga nie ma - a na pewno nie było go wtedy, gdy patrzyła na agonię matki, która w chusteczkę obszytą koronką wypluwała resztki płuc i życie. Ale nigdy dobrowolnie się nie przyczyni do odebrania komuś wiary: niech każdy zachowuje swoją, jeżeli jest szczera.
Dom. Jedynie potrzebne sprzęty, dużo książek, niewiele mebli i pamiątek, żadnych zbędnych bibelotów, zero przepychu, bogato haftowanych firanek, grubo tkanych dywanów.
Wielka madame Curie nie mieszka w pałacu ani żadnej z tych wytwornych
podmiejskich rezydencji, jakie zwykle posiadają ludzie z jej pozycją.
Nie opatentowali z Pierre'em odkrycia radu, co na pewno zapewniłoby im
fortunę. Szybko doszli do wniosku, że to dobro wspólne, publiczne, że
może przynieść przełom w leczeniu nowotworów, a zatem każdy powinien
mieć do niego dostęp. Zresztą ani Pierre, ani Marie nie byli ludźmi,
którzy czuliby się dobrze w przepychu, pośród drogich mebli, perskich
dywanów, kryształowych żyrandoli i sztukaterii. Kochali zwykłe życie i
zieleń.
I taki jest ten dom - zwyczajny, ale z obowiązkowym ogrodem.
Cały Paryż to jedno wielkie, skotłowane namiętnościami pozamałżeńskie łoże, chociaż kobiety i mężczyźni nie mają w nim równych praw. Oni mogą obnosić się z flamami niczym z orderami w klapie na wypiętej piersi, one powinny być dyskretne.
Spokój rodziny, dobro sióstr i brata jest w jej życiu jedną z największych wartości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny i będzie mi bardzo miło jeśli zostawisz po sobie ślad w postaci komentarza:) Zapraszam zatem do dyskusji:)