niedziela, 26 listopada 2017

CZWARTKI W PARKU - HILARY BOYD

Wydawnictwo: WYDAWNICTWO LITERACKIE
Data wydania: listopad 2013
Liczba stron: 400
Moja bardzo subiektywna ocena: 6/10

***

O przeczytaniu przeze mnie tej książki zadecydowała okładka! Bardzo mi się spodobała i przykuła moją uwagę. W opisie na okładce książki przeczytałam dodatkowo, że to ciepła i dobrze napisana powieść. A takiej właśnie lektury teraz potrzebowałam. Podczas czytania okazało się jednak, że książka zaskoczyła mnie i nie spodziewałam się takiej historii. Pierwsze moje skojarzenie podczas czytania to Peter Pezzelli. To jego powieści są naprawdę"ciepłe i mięciutkie". Tutaj natomiast Autorka przedstawia nam poważny problem jakim jest pojawienie się miłości, której nie spodziewamy się i na którą nie jesteśmy przygotowani.

Jeanie to kobieta, która właśnie kończy 60 lat. Jej mąż George już zawodowo nie pracuje i większość swojego czasu poświęca swojemu hobby. Ona prowadzi swój własny sklep ze zdrową żywnością i pomaga od czasu do czasu córce i zięciowi w opiekowaniu się wnuczką Ellie. Wszyscy z rodziny spodziewają się, że właśnie w wieku 60 lat nasza bohaterka zakończy swoją przygodę zawodową, przejdzie na emeryturę i będzie miała więcej czasu dla swojej rodziny. Nikt jednak nie pyta o zdanie Jeanie, która nie ma na to najmniejszej ochoty. Ona ma jeszcze dużo siły, czuje się doskonale, chce nadal pracować. Podczas spacerów z ukochaną wnuczką Jeanie chodzi do parku na plac zabaw. Tam poznaje Raya, mężczyznę, który przychodzi tam ze swoim wnukiem Dylanem. Dzieci się zaprzyjaźniają i lubią ze sobą bawić, a dorośli również nawiązują nić porozumienia. Ta znajomość powoli przeradza się w poważniejsze uczucie jakim jest miłość.

Jeanie nie do końca potrafi poradzić sobie z tym nowym uczuciem. Do Raya czuje bowiem coś niesamowitego. Przede wszystkim to on chce ją słuchać, sam prowadzi klub sportowy i doskonale rozumie, że Jeanie również chce być jeszcze aktywna zawodowo. A do tego wszystkiego dochodzi jeszcze miłość fizyczna, której Jeanie ma ogromny deficyt, bo jej mąż jej tego odmawia od około 10 lat i nawet nie jest w stanie wyjaśnić przyczyny... Jeanie po prostu się miota pomiędzy Rayem, który zaspokaja jej wiele potrzeb i którego zaczyna kochać i George'em, który w ogóle jej nie słucha, narzuca jej przeprowadzkę na wieś, mówi "staruszko", a prawie od 10 lat nie potrafił jej przytulić i pocałować...

Ta historia pokazuje nam, że w każdym wieku może przydarzyć nam się miłość. Jeśli nam się coś nie podoba w naszym dotychczasowym życiu powinniśmy o to walczyć. Nie powinniśmy być z kimś w związku tylko z potrzeby obowiązku. My i nasze uczucia też są ważne. Mamy prawo do szczęścia. I to my wiemy najlepiej co nam sprawia przyjemność i przynosi szczęście, a nie pozostali członkowie naszej rodziny! Jak podsumowałabym tą opowieść? Jest to gorzko-słodka historia, która może zdarzyć się każdemu z nas...



Wyzwanie: CZTERY PORY ROKU
 

środa, 22 listopada 2017

DOMOFON - ZYGMUNT MIŁOSZEWSKI

Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: październik 2013
Liczba stron: 360
Moja bardzo subiektywna ocena: 7/10

***

Zygmunt Miłoszewski słynie przede wszystkim z kryminalnej trylogii o prokuratorze Szackim. Tutaj mamy jednak inny gatunek - thriller. Dość ciekawy thriller, który polecam z czystym sumieniem.

Ciekawa fabuła, wciągający wątek, wyjątkowo stworzeni bohaterowie, przez co lektura jest samą przyjemnością. Można więc smakować każde zdanie! A poza samym wątkiem grozy mamy kilka głębszych myśli o naszych lękach, wewnętrznych strachach, wyrzutach sumienia. Znajduje się tutaj także kilka prawd o nas Polakach (chociażby to, że jak przystało na kraj katolicki, gdy ludzie są przerażeni, to zawsze najpierw będą krzyczeć „omójboże”, a nie „kurwamać”).

Jest również pokazana sytuacja, gdzie na jakimś zamkniętym terenie, dość ograniczonym, w tym przypadku bloku, w którym zostają uwięzieni jego mieszkańcy, spotykają się ludzie i wraz z narastaniem lęków i upływem czasu ich reakcje stają się coraz bardziej agresywne, oni są coraz bardziej sflustrowani i załamani.

I przede wszystkim chciałabym zwrócić uwagę na piękny, polski język. Czytanie tej lektury to naprawdę przyjemna uczta literacka:) Ja na pewno z wielką ochotą sięgnę po kolejne książki spod pióra Pana Zygmunta Miłoszewskiego!

Wyzwanie: GRA W KOLORY 








środa, 15 listopada 2017

W SZPONACH SZALEŃSTWA - AGNIESZKA LINGAS-ŁONIEWSKA

Wydawnictwo: NOVAE RES
Data wydania: październik 2017
Liczba stron: 292
Moja bardzo subiektywna ocena: 9/10

***

Książki Pani Agnieszki Lingas-Łoniewskiej czytam jak tylko są wydawane. Bardzo lubię jej pióro i na każdą książkę czekam z wielką niecierpliwością. Do tego dochodzi jeszcze sentyment związany z Wrocławiem, miastem gdzie Pani Agnieszka głównie umiejscawia akcję powieści. Najnowsza jej powieść "W szponach szaleństwa" to thriller, który trzyma w napięciu i niepewności prawie do ostatnich stron.

Główna bohaterka to Ewa, 32-letnia pani komisarz, która w policji pracuje już od 12 lat. Jej szefem, a także najlepszym przyjacielem jest Szymon Drako Drakoński. Oboje mogą na siebie liczyć, nawet w najtrudniejszych życiowych sytuacjach, wspierają się, opiekują się sobą i troszczą o siebie. Ewa w życiu zawodowym jest naprawdę zasłużoną policjantką i trudno wywieźć ją w pole. W życiu prywatnym natomiast przez wiele lat była związana z Tomaszem, lekarzem, który opiekował się nią po jednej z policyjnych akcji. Gdy jednak doszło do sytuacji, gdy zbliżał się ich ślub, Ewa czuła się coraz bardziej osaczona i w końcu odeszła od Tomasza. Ich związek uległ zawieszeniu, ale nadal z nikim się nie wiązali i ciągle mieli ze sobą kontakt.

Teraz Ewa z Szymonem prowadzą śledztwo, gdzie giną młode kobiety, studentki historii, wszystkie bardzo inteligentne i piękne. Ich ciała mają jednak jedną cechę wspólną: są pozbawione mózgu... Policjanci rozwiązując ta zagadkę trafiają na trop sekty, która swoją siedzibę miała kiedyś w bieszczadzkiej wiosce. Okazuje się, że dwadzieścia lat temu doszło tam do prawdziwej rzezi, zostali pomordowani ludzie, właściwie przeżyły jedynie dzieci. Dokumenty mówią o dominującym tam kulcie Ateny, bogini mądrości.

W międzyczasie Ewa poznaje Mateusza, wykładowcę historii na uniwersytecie. Zakochują się w sobie i zaczynają nawzajem się poznawać. To uczucie spada na naszą bohaterkę dość niespodziewanie, sama nie wie co się z nią tak do końca dzieje, ponieważ nigdy w życiu żaden mężczyzna tak na nią nie działał. Mateusz jest czuły, delikatny, wspiera Ewę i pozwała czuć się jej stuprocentową kobietą.

Jest także Mirek Kalinowski. To także pracownik naukowy na wydziale historii, mocno podejrzany, dziwnie się zachowujący, wrogo nastawiony do policji. Ewa od razu podejrzewa, że Kalinowski może wiedzieć więcej, niż im mówi...

Pani Agnieszka powoli wprowadza nas w tajniki tej zagadki, po kolei odkrywa karty... Bawi się z czytelnikiem konstrukcją powieści, ponieważ każdy rozdział podzielony jest na trzy części: jedna dotyczy Ewy i spraw bieżących, w drugiej narratorem jest nasz sprawca, a trzecia to wspomnienia z przeszłości tego sprawcy. Zatem czytając powolutku sami składamy te puzzle i odkrywamy kto jaką rolę tutaj pełni. Główne skrzypce gra tutaj element szaleństwa, który przede wszystkim powoduje w nas niezrozumienie, czasem pogubienie, niedowierzanie... Moim zdaniem Pani Agnieszka dość plastycznie odzwierciedliła nam wpływ takiego szaleństwa na człowieka, jego życie i przede wszystkim jego bliskich.

Jedynym elementem jaki mało mi się spodobał jest zakończenie, choć wiem, że na zdrowy rozsądek takie zakończenie tej historii jest bardzo prawdopodobne i każde inne byłoby pewnie mocno naciągane. Poza tym bardzo mi się podobało, że tym razem romans i wątek miłosny nie przytłumił akcji i zasadniczego tematu książki, a był jedynie jego elementem pomocniczym. To spowodowało, że Autorka skupiła się na śledztwie oraz pokazaniu psychiki człowieka owładniętego określonym kultem pełnym żądzy i okrucieństwa. To thriller, który trzyma w napięciu, pozwala na samodzielne tropienie sprawcy i nie daje o sobie zapomnieć nawet po zamknięciu książki.


Wyzwanie: GRA W KOLORY 







sobota, 11 listopada 2017

WE WSPÓLNYM RYTMIE - JOJO MOYES

Wydawnictwo: MIĘDZY SŁOWAMI
Data wydania: lipiec 2017
Liczba stron: 528
Moja bardzo subiektywna ocena: 10/10

***

Jojo Moyes znałam na razie tylko z dwóch powieści "Zanim się pojawiłeś" i "Kiedy odszedłeś". I one na tyle mi się spodobały, że postanowiłam poznać tą autorkę bliżej. Wybór tym razem padł na najnowszą powieść "We wspólnym rytmie". Czy mi się podobało? Bardzo:) Poza tym książka spowodowała, że podczas czytania sama zastanawiałabym się jak ja bym postąpiła na miejscu Natashy, ale i na miejscu Sarah. Ale zacznijmy od początku...

Mamy dwie główne bohaterki. Sarah to czternastoletnia dziewczyna, którą wychowuje dziadek - papa. Sarah pod jego czujnym okiem uczy się jazdy konnej. Ale nie jest to tylko zwykła jazda na koniu, to prawdziwa sztuka, to pasja i całe ich życie. Konia bowiem trzeba tak przygotować, aby nie traktował tego zajęcia jak pracę, którą musi wykonać, ale jak zadanie, na które sam ma chęć. Sarah jest inna niż dzieciaki w jej wieku - jest cicha, spokojna, skupiona na sobie i swoim koniu Boo. Codziennie oprócz szkoły i nauki ma dodatkowe obowiązki w postaci opieki nad koniem i ćwiczeniami z nim. To przede wszystkim nauczyło ja odpowiedzialności za zwierzę. Poza tym Boo również możemy uznać za jednego z głównych bohaterów książki:) Dla Sarah jedyną rodziną jest właśnie dziadek, który pewnego dnia dostaje wylewu i trafia do szpitala. A jego pobyt tam coraz bardziej się przedłuża. Sarah na początku mieszka sama. Ale pewnego przez przypadek na swojej drodze spotyka Natashę...

Natasha to z kolei trzydziestoparoletnia kobieta, prawniczka, która swojej pracy poświęca całe swoje życie. Wraz z upływem kart powieści zaczynamy dowiadywać się o niej kolejnych rzeczy. Właśnie rozwodzi się z mężem Makiem, który nie mając gdzie mieszkać, na nowo wprowadza się do ich domu. Ciągle się kłócą i nie mogą znieść swojej obecności. Gdy oboje są już u kresu sił, postanawiają, że na czas gdy szukają kupca na dom, mogą przyjąć pod swój dach Sarah. Teoretycznie z jednej strony pomogą dziewczynie, a z drugiej jej obecność poniekąd rozładuje emocje pomiędzy tą dwójką. Ale to tylko teoretycznie. Bo opieka nad nastolatką wcale nie jest łatwa, wymaga wysiłku, wymaga poświęcenia ze strony opiekunów, zainteresowania i przede wszystkim otwarcia się i słuchania co dziecko ma do powiedzenia. Na początku Natasha wydaje nam się zimną, nieczułą kobietą, która skupia się jedynie na pracy. Wykonywany przez nią zawód prawniczki jeszcze tym bardziej pogłębia to wrażenie. Sprawia wrażenie kobiety cynicznej, wyrachowanej, takiej starej, rozpieszczonej panny... Ale to tylko pozory. Ja zauważyłam coś więcej dopiero jak Natasha porozmawiała ze swoją siostrą, która sama miała gromadkę dzieci w domu i była zaniedbana i zmęczona opieką nad nimi. Wtedy dopiero uzmysłowiłam sobie, że Natasha jest bardzo nieszczęśliwa, bo to nie ona sama wybrała sobie jakie życie, ona bardzo chciała mieć dzieci, ale coś spowodowało, że nie mogła. Po trzech poronieniach nie miała już siły z tym walczyć, a jedyne co jej zostało, to praca. Bo jeśli nie może poświęcić się dzieciom, to przynajmniej poświęci się swojej karierze. Tylko, że patrząc z boku .... widzimy tylko karierę... Na pierwszy rzut oka nie widać czemu ta kobieta wybrała właśnie pracę, prawda? Ale od samego początku widać, że Natasha nie jest taką zimną i nowoczesną kobietą: notatki nadal sporządza ręcznie czy wynajmuje domek na wsi, urządza go i zakłada ogródek wokół niego.

Bardzo byłam ciekawa tej książki, bo pierwszy raz miałam przyjemność czytać książkę gdzie bohaterem jest też koń. Może nie wszystkie opisy tutaj były dla mnie zrozumiałe, bo nie znam tych wszystkich figur i elementów, które konie wykonują. Ale zaciekawiły mnie te fragmenty mówiące o koniach jako o zwierzętach. Konia bowiem bardzo łatwo zrazić do siebie, wystarczy tylko raz go oszukać, a on to zapamięta na całe życie. Zawsze konie kojarzyły mi się z silnymi zwierzętami, a tutaj Autorka pokazała je jako bardzo delikatne i wrażliwe. Przypomniało mi się jak jako mała dziewczynka na wakacjach u cioci wchodziłam do stacji, zaczynałam coś mówić i koń do mnie zaczynał się śmiać! Niesamowite uczucie... Więc tym bardziej rozumiem Sarah.

Jednym z tematów poruszanych w powieści jest opieka nad dziećmi, słuchanie ich i dostrzeganie ich potrzeb. Niestety my jako dorośli często nie traktujemy ich poważnie lub nie słuchamy co mają do powiedzenia. Czasem nie zwracamy na nie uwagi. A przecież one tak samo myślą i czują jak my. Być może mają swoje kłopoty i problemy. A my jesteśmy właśnie po to, aby pomóc im z tymi problemami walczyć! Dziecko, które zaczyna milknąć, cierpi... A dzieci z różnych względów nie chcą nam powiedzieć o swoich problemach, czasem widzą, że my mamy swoje, czasem boją się, że zostaną skrzyczane i wywołają gniew opiekuna... Ale niestety takie nie mówienie i tłamszenie w sobie nie jest dobre i może doprowadzić do tragicznych w skutkach zdarzeń. Kluczowa jest tu także historia pewnego chłopca, z którym Natasha spotkała się w swojej pracy i go broniła. Przez cały czas czuła, że chłopiec ją jednak oszukiwał, bo nie był w stanie przebyć, tak jak mówił bardzo długiego dystansu w tak krótkim czasie. Jednak z czasem okazało się, że to Natasha zwątpiła w niego i nie słuchała go uważnie, a on jej nigdy nie okłamał, bo przebył taką odległość w tym czasie, ale nie zawsze szedł pieszo, czasem jechał na ośle, czasem jakimś innym transportem... 

To powieść także o uczuciach jakie mogą do siebie żywić ludzie, którzy się zagubili w swoich problemach. Bo uważam, że Natasha i Mac cały czas bardzo się kochali, jednak przez problemy z utrzymaniem ciąży przez Natashę, oddalili się od siebie i przestali starać się siebie nawzajem zrozumieć. Może brakło tutaj prawdziwych, szczerych rozmów, wypłakania przed sobą swoich żali i smutków?! A każde z nich poniekąd poszło w świat swojej pracy... A przecież oboje mieli wspólny cel, oboje pragnęli tego samego, oboje się bardzo kochali i mimo wszystko czuć było tą chemię między nimi:)

Na uwagę zasługują także pozostałe postacie występujące w książce, choć moim faworytem został zdecydowanie Kowboj John, który ubawił mnie podczas jazdy samochodem z Natashą i Makiem:)

"We wspólnym rytmie" to powieść o pasji i związanych z nią wyrzeczeniach, to powieść o trudach rodzicielstwa, to w końcu powieść o miłości i przyjaźni. Bardzo miłe i ciepłe wspomnienie zostawi w moim serduchu. I tym razem nie zawiodłam się na pisarstwie Jojo Moyes i z wielką przyjemnością będę czekała na następne jej książki.


wtorek, 7 listopada 2017

JEDWABNIK - ROBERT GALBRAITH

Cormoran Strike
Wołanie kukułki || Jedwabnik || Żniwa zła

Wydawnictwo: WYDAWNICTWO DOLNOŚLĄSKIE 
Data wydania: wrzesień 2014
Liczba stron: 480
Moja bardzo subiektywna ocena: 8/10

***

Druga część przygód prywatnego detektywa Cormorana Strike’a i jego asystentki Robin. Książka utrzymana jest w takim samym klimacie jak poprzednia część. Oboje prowadzą śledztwo, zaś z boku jest opisywana ich wzajemna relacja – niby nic ich nie łączy, ale się wzajemnie przyciągają. Ciekawe do czego doprowadzi ta ich wzajemna "przyjaźń":)

Tym razem śledztwo dotyczy pewnego znanego pisarza, który zniknął bez słowa. Żona nie powiadomiła o zniknięciu męża policji, bo po pierwsze mąż czasem znikał, a po drugie ostatnio jak zgłosiła to na policję, to miał do niej pretensje... Okazuje się, że przed zniknięciem Owen (pisarz) wysłał do swojego wydawcy dość kontrowersyjną powieść, w której opisał wiele znanych sobie osób. Po kilku dniach śledztwa nasz detektyw trafia do starego domu pisarza i znajduje go tam już w stanie rozkładu... Okazuje się, że zbrodnia została popełniona ze szczególnym okrucieństwem, i co też bardzo ważne – według opisu z ostatniej, jeszcze nie wydanej książki samego pisarza.

Jest to dobrze, poprawnie napisany kryminał. Tak jak poprzednią część i tu czytało mi się wolno i nawet można powiedzieć ślamazarnie. Brakowało mi troszkę dreszczyku, wciągnięcia człowieka na całość, tego uczucia, że jak czytam w tramwaju, to mam niedosyt, że już dojechałam na miejsce i muszę skończyć czytać. Tego tutaj niestety nie było. Z drugiej strony i taki kryminał czasem jest potrzebny. I nie do końca uznałabym to jako minus książki. Poza tym główną zaletą tej serii jest to, że czytelnik sam może próbować rozwiązywać zagadkę, razem z Cormoranem i Robin śledzimy przestępcę i chcemy odkryć wszystkie tajemnice. I takie kryminały lubię, bo próbowanie ułożenia samemu tej układanki, to dodatkowa zabawa podczas czytania.

Był też wątek, który strasznie mnie denerwował – jak ciągłe rozpamiętywanie przez Strike’a romansu z Charlotte. Naprawdę dałby już sobie chłopak spokój... Męczyło mnie to i de facto nic nowego nie wnosiło...

Więc teraz czas na część trzecią... i oczywiście w tak zwanym międzyczasie serial:)