Data wydania: wrzesień 2021
Liczba stron: 347
Moja bardzo subiektywna ocena: 8/10
***
Po tą książkę sięgnęłam po przeczytaniu dwóch innych autorstwa Izy Maciejewskiej. "Wolff" zaintrygował mnie także tematem jaki porusza a mianowicie osoby chorej na epilepsję.
Amelia Wysocka to młoda dwudziestoparoletnia dziewczyna która cierpi na epilepsję. Całe jej życie jest temu podporządkowane. Mieszka z rodzicami i babcią, a ci cały czas się o nią troszczą. A ponieważ dziewczyna nie miała ataku już od dłuższego czasu, mogła zrobić kurs na prawo jazdy i dostała samochód. Pewnego wieczoru gdy wraca z imprezy przed maskę jej samochodu wypada z lasu chłopak: Aleksander Wolff. Dziewczyna zabiera do auta i odjeżdża czym ratuje mu życie. I tak zaczyna się ich znajomość.
W historii tej poruszony został także temat urody dziewczyny. Amelia przedstawiana jest jako brzydka, niepociągająca mężczyzn. Ona sama jest tego świadoma i niejako pogodzona z tym faktem, że czeka ją raczej samotność w życiu towarzyskim. On z kolei jest przystojniakiem jakich mało, ma pieniądze i budzi podziw i uznanie od pierwszego spojrzenia. Pytanie tylko skąd ma tą kasę?! Amelia natomiast ma genialne poczucie humoru, dystans do siebie i pomimo choroby i świadomości, że nie jest pięknością, ma pewność siebie i stać ją na naprawdę trafne riposty kierowane do Olka. I właśnie być może powoduje, że chłopak zaczyna być nią zainteresowany. Imponuje mu jej siła walki o swoje życie i niepoddawanie się chorobie. Poza tym Mela ma też to czego jemu bardzo brakuje, a mianowicie bliskich mu osób, które troszczyłyby się o niego każdego dnia.
Akcja w tej powieści jest bardzo dynamiczna, cały czas coś się dzieje i naprawdę trudno ją odłożyć. Ja byłam bardzo ciekawa jak się ona skończy i jak Autorka wybrnie z niektórych wątków. A do tego czekałam tylko na sceny z dialogami pomiędzy Melą i Olkiem. Ich potyczki słowne były genialne, Mela ujęła mnie swoim sarkazmem i pewnością siebie, a Olek dowcipem i taką zadziornością, bo ile przyjemności sprawiało mu udawanie chłopaka Meli! :)
Naprawdę fajna, teoretycznie lekka opowieść. Teoretycznie lekka, bo nad niektórymi tematami można się głębiej zastanowić jak chociażby umiejętność akceptacji choroby. Mela dopiero gdy zaakceptowała swoją chorobę była w stanie zacząć normalnie funkcjonować i żyć. Mnie zainteresował także wątek rodziców Aleksandra, którzy długo uważali go za zło konieczne i to, że dziecko przeszkadza im w prowadzeniu życia zawodowego i towarzyskiego, a swój błąd zrozumieli dopiero długo później. Niestety powrót do normalnych relacji rodzic - dziecko był już właściwie niemożliwy...
I coś mi się wydaje, że kiedyś jeszcze wrócę do tej książki:)
***
Wybrane cytaty:
Lepiej mieć czas na seks, niż seks na czas.
A ja zawsze potrzebuję znać wersję ob stron, bo wiesz, łatwo kogoś
oczernić w oczach innych ludzi. Za łatwo. Właśnie to jej powiedziałam. -
Z tymi słowami wstała wstała od stołu i wyszła z pokoju, żeby po chwili
pojawić się ponownie, z deską do prasowania, żelazkiem i jego koszulą
pod pachą.
Tym razem nie planuję czytać tej książki.
OdpowiedzUsuń😊
UsuńRaczej nie dla mnie , ale z podobnych polecam Barbary Delinsky Nikt się nie dowie. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńOoo dziękuję za polecenie! Na pewno tytuł zapamiętam 😊
UsuńPS. Tytuł zapisuję.
OdpowiedzUsuń