sobota, 2 grudnia 2023

SZKOŁA BOHATEREK I BOHATERÓW, CZYLI JAK RADZIĆ SOBIE Z ŻYCIEM - PRZEMEK STAROŃ

Wydawnictwo: Agora
Data wydania: październik 2020
Liczba stron: 300
Moja bardzo subiektywna ocena: 9/10 


***

Po tą książkę sięgnęłam już jakiś czas temu, ale nie czytałam jej całej od razu. Czytałam ją po jednym rozdziale i po każdym z nich robiłam sobie chwilkę przerwy. Na przemyślenia, na poukładanie sobie w głowie tego o czym się dowiedziałam.

Jest to rodzaj poradnika kierowanego do młodzieży. Chociaż ja jako osoba już dorosła też dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy, które na pewno postaram się wykorzystać u siebie.

Przemek Staroń opowiada o emocjach jakie w nas są, a czasem i buzują. Robi to w bardzo przystępny sposób. Każdy rozdział poświęcony jest innemu zagadnieniu. Ale w każdym z nich Autor tłumaczy dany temat na przykładzie z literatury czy filmu. Swoje przykłady wybrał tak, aby młody człowiek znał te historię, a teraz mógł spojrzeć na nie z całkiem innej perspektywy. A to wszystko sprawiło, że Ci nasi bohaterowie z filmów czy książek naprawdę mieli te same problemy jakie mamy my w swoim życiu!

Mądra, inspirującą książka, do której można powracać nie jeden raz!

***

Wybrane cytaty:

Przyciągnąć wyglądem, ale zauroczyć intelektem, a zatrzymać charakterem. 

Być może więc wszystko zależy od naszego nastroju! I być może to dlatego, parafrazując Jerzego Pilcha ranią, krzywdzą, upokarzają nas ci, którzy nie mogą sobie poradzić z własną frustracją. Kiedy mam okresy, w których zdarza mi się przytyć, zawsze znajdzie się parę osób, które mi to wypomną, i to w towarzystwie! Kiedyś się tym przejmowałem. Potem zacząłem myśleć o stosunku tych osób do ich własnego wyglądu. Za każdym razem wytykającymi są te, które albo właśnie dużo schudły, albo schudnąć od dawna nie mogły, albo były szczupłe, a samym sobie wydawały się grube. To jest potęga tego, co psychologia nazywa projekcją - przerzucaniem na innych tego, z czym nie możemy się pogodzić w nas samych. Dlatego zanim wytkniemy komuś coś, co nie jest złym czynem, a po prostu jakąś cechą, przypomnijmy sobie to zdanie:
"Cokolwiek mówimy o innych, bardzo często tak naprawdę mówimy o samych sobie".  

No nie, ktoś powie, że to przesada. Przecież Frodo ratuje świat, a Grzesiek ma po prostu za zadanie zdać maturę. Ale skąd wiemy, że dla Grześka to nie jest wyczyn na miarę ratowania całego świata? Może właśnie ratuje on cały świat, bo tym jest dla niego życie jego matki? Może jest dyslektykiem, ma chorą mamę i musi mieć maturę, żeby rozpocząć studia i mieć zniżki na komunikację publiczną, żeby dojeżdżać do pracy, nie wydając za dużo, żeby starczyło na leki dla mamy? Skąd wiemy, jaki dramat kryje w sobie człowiek, którego właśnie oceniamy? Ponadto każdy ma inny prób bólu. Może to, co nie boli jednego, staje się męką dla drugiego? 

Frodo jest sam. Chociaż ma obok siebie Sama. Przyjaciel może mu towarzyszyć najlepiej, jak umie, ale ból Froda nie jest jego bólem. Ból Froda boli tylko Froda. Kiedy boli nas głowa albo złamane serce, tego nie da się nikomu oddać. Choćby fragmentu. Można łatwiej znosić napięcie dzięki obecności innych. Ale ból jest nasz, własny. Szkoła chce uczyć pracy w grupie, ale sprawdziany trzeba zdawać już osobno. Tworzymy relacje z innymi, ale umieramy sami.
(...)
W naszym życiu często bywa ciężko. Owszem, są ludzie, którzy nas wspierają, ale nie ma co ściemniać - z wieloma rzeczami musimy zmierzyć się sami. Nie ma innej drogi. Moje emocje zawsze będą moimi emocjami. Ktoś może nam towarzyszyć całym sobą, ale nie będzie odczuwał razem z nami albo zamiast nas naszego lęku, naszego smutku, naszej złości...
Pesymistycznie.
Ale może niekoniecznie.
Bo gdy pozbędziemy się nadziei na to, że znajdzie się ktoś, kto poniesie za nas nasz ciężar, poczucie osamotnienia przestanie nas przygniatać. Możemy wtedy otworzyć oczy i zobaczyć człowieka, który jest obok nas. I który ma nam do zaproponowania rozwiązania mogące realnie zmniejszyć nasz ból. Gdy Frodo niemal niesłyszalnym głosem szepcze: "Pomóż, Samie! Pomóż! Zatrzymaj moją rękę. Ja już nie mogę...", co robi Sam? Ujmuje obie ręce swego pana, składa je razem, dłoń na dłoni, i całuje je, a potem łagodnie podtrzymuje. A w końcu proponuje coś, co powinno się wydrukować dużymi literami w poradnikach okazywania wsparcia. "Nie mogę przejąć pańskiego brzemienia, ale pana mogę przecież nieść z nim razem!  

- Zaraz, a kto powiedział, że ja wjeżdżam do tego tunelu? Może właśnie z niego wyjechałem i obracam się za siebie z ulgą, że to już za mną?
- Proszę pana, przecież to jest atrakcja w lunaparku. Dom strachów.
(...)
- Właśnie! To jest po prostu kadr ze spektaklu!
Takich odpowiedzi jest dużo więcej. Kiedy po tej rundzie zabieram głos, mówię, że te karty są jak rzeczywistość. Nie zmienisz rysunku. Ale możesz sprawić, że będzie on miał zupełnie inne znaczenie. (...) Jeżeli mamy do czynienia z czymś bardzo trudnym, pewnie nie zmienimy naszego spojrzenia na to ot tak. Będzie to pewnie bardziej skomplikowane niż w przypadku karty Dixit. Ale na końcu drogi jest taki sam efekt. Widzę to samo, ale zupełnie inaczej na to patrzę.
Tak więc wybór - nawet przy całej gamie uwarunkowań i ograniczeń - ostatecznie należy do mnie. 

Nie ma takiego życia,
które by choć przez chwilę
nie było nieśmiertelne.
Śmierć
zawsze o tę chwilę przybywa spóźniona.
Na próżno szarpie klamką
niewidzialnych drzwi.
Kto ile zdążył,
tego mu cofnąć nie może."
(...) Tymi słowami Szymborska odsłoniła piętę achillesową śmierci. Śmierć i koniec.
Czy to śmierć, czy koniec - na przykład związku albo etapu w życiu - nie przekreśla przecież tego, co się wcześniej zdarzyło.
I nawet jeśli ktoś nie wierzy w życie po życiu, nie może nie wierzyć w życie za życia.  

2 komentarze:

  1. To, że do tej książki chce się wracać, zachęca mnie do sięgnięcia po nią.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny i będzie mi bardzo miło jeśli zostawisz po sobie ślad w postaci komentarza:) Zapraszam zatem do dyskusji:)